Wolnorynkowi torysi potrzebni Wielkiej Brytanii
Wolnorynkowi torysi potrzebni Wielkiej Brytanii
Dla Amerykanów, którzy tylko bawią się brytyjską polityką, niedawna debata telewizyjna między liderem Partii Pracy Keirem Starmerem a konserwatywnym premierem Rishi Sunakiem mogła brzmieć znajomo. To dlatego, że wyborczy argument lidera torysów na temat ekonomii mógł z łatwością pochodzić od republikanina Reagana. „Głosuj na Partię Pracy, a podatki twojej rodziny znacznie wzrosną” – to była parafraza przesłania Sunaka. „Nie tylko to, ale twoje rachunki za paliwo wzrosną, gdy Partia Pracy będzie kontynuować niepotrzebnie szybkie plany dekarbonizacji gospodarki”. Tutaj Sunak brzmiał jak Grover Norquist, ostrzegając, że postępowa lewica Wielkiej Brytanii podniesie podatki i zaostrzy kosztowne przepisy dotyczące ochrony środowiska.
Na co Brytyjczyk powiedziałby: „do jasnej cholery!” Tak, Partia Pracy z pewnością będzie bardziej podatkowa, wydatkowa i regulacyjna niż konserwatyści. Ale rząd Sunaka nie jest obcy zwiększaniu zasięgu państwa i agresywnemu podnoszeniu podatków. Rzeczywiście, pod rządami Sunaka, który został premierem, całkowite obciążenie podatkowe Wielkiej Brytanii wzrosło aż o 3,4 procent PKB od 2019 r. do najwyższego poziomu od czasu II wojny światowej. Premier zamroził progi podatku dochodowego w środowisku wysokiej inflacji, aby wprowadzić największą ukrytą podwyżkę podatku w historii Wielkiej Brytanii. Wszystko to w celu sfinansowania państwa, które już rozrosło się do ponad 40 procent PKB — najwięcej od początku rewolucji Thatcher — a konserwatyści naciskają na nowych regulatorów rynków cyfrowych i piłki nożnej, swój własny cel zerowej emisji netto, dalsze przejęcie przez państwo opieki nad dziećmi w wieku przedszkolnym i plany (z czasem) całkowitego zakazu palenia.
Prawda jest taka, że jeśli chodzi o ekonomię, nie jest to wolnorynkowa partia konserwatywna, której przewodziła Margaret Thatcher. Jest mu średnio wygodnie z większym państwem, z niezreformowanymi uprawnieniami związanymi z wiekiem i z bardziej rozbudowanymi regulacjami. A szkoda, bo choć Wielka Brytania z pewnością nie potrzebuje ustawy hołdującej z lat 80. XX w., zdrowa dawka wolności gospodarczej w kilku głównych obszarach mogłaby znacząco poprawić jej perspektywy gospodarcze. Odwiecznym problemem Wielkiej Brytanii od czasu kryzysu finansowego jest powolny wzrost. Jej gospodarka jest obecnie o 37 procent niższa od tej, jaką mogłaby osiągnąć, gdyby realna produkcja utrzymała się na poziomie sprzed 2008 roku. Chociaż jest to z pewnością nieosiągalny miernik, przedłużająca się stagnacja od 2010 r. z pewnością uzasadnia ponowne przemyślenie na pełną skalę strony podażowej w celu usunięcia barier dla produkcji i innowacji. Konserwatystom nie udało się go dostarczyć.
Zamiast tego, przez 14 lat rządów konserwatystów, finanse publiczne i polityka fiskalna zdominowały większość debat na temat polityki gospodarczej. Koalicyjny rząd Davida Camerona odziedziczył deficyt wynoszący ponad 10 procent PKB i od 2010 do 2016 roku uczynił jego redukcję swoim głównym celem, poprzez ograniczenie wydatków i podniesienie kilku podatków, w tym VAT. Chociaż zadłużenie znacznie spadło, skrzydło partii opowiadające się za wolnym rynkiem i osoby z zewnątrz, takie jak ja, wielokrotnie powtarzały, że „redukcja deficytu nie wystarczy”. Wielka Brytania cierpiała z powodu gwałtownego spadku swojego zrównoważonego tempa wzrostu. Potrzebowała odważnego, prowzrostowego programu regulacyjnego i podatkowego, aby uzupełnić ścisk fiskalny, skupionego na planowaniu użytkowania gruntów, energetyce i strukturze systemu podatkowego.
Chociaż jeden lub dwa obszary polityki uległy poprawie, ta agenda wzrostu nigdy się nie zmaterializowała. Pojawiły się wojny o Brexit, które — patrząc wstecz — odciągnęły uwagę od wzrostu i wywołały dodatkowy szok podażowy w przepływach handlowych i inwestycyjnych. Następnie Boris Johnson został premierem kraju coraz bardziej zmęczonego napiętymi budżetami i słabym wzrostem, obiecując odważny nowy świat wyższych wydatków na usługi publiczne i infrastrukturę.
Zanim naprawdę zaczął działać, uderzyła pandemia, co doprowadziło do znacznych ulg fiskalnych i ponownego wzrostu zadłużenia. Sunak, jako kanclerz Borysa, a później kandydat na przywódcę, starał się ponownie skoncentrować politykę wokół naprawy fiskalnej, na czele z poważnymi podwyżkami podatków. Liz Truss wygrała kampanię przywódczą przeciwko Sunakowi, ponieważ sprzeciwiała się dalszemu podnoszeniu podatków, ale próbując zarówno zacząć je obniżać, jak i dawać społeczeństwu dotacje do energii jako premier, jej przewidywane pożyczki wystraszyły rynki i doprowadziły do jej upadku. Sunak wszedł, pozornie usprawiedliwiony, i w dość znaczący sposób ponownie podniósł podatki.
Po najwyższej inflacji od 1982 r. i 14 latach opóźnionego wzrostu, konserwatyści są obecnie głęboko niepopularni. Zapewniają wysokie wydatki, wysokie podatki i wysokie zadłużenie, a mimo to usługi publiczne w dalszym ciągu również radzą sobie słabo i większość społeczeństwa uważa, że brakuje im funduszy. Dlatego obecny manifest konserwatystów przedstawiający torysów jako partię obniżającą podatki wydaje się chorym żartem. To naprawdę podstawowa strategia głosowania, mająca na celu uniknięcie całkowitej klęski wyborczej. Ogólnie rzecz biorąc, konserwatyści w dużej mierze zgodzili się na zaakceptowanie większego rządu w miarę starzenia się społeczeństwa i zapewnili duże podwyżki podatków netto, aby sfinansować rosnące wydatki na osoby starsze. W przypadku powolnego wzrostu – co jest ostateczną przyczyną złego samopoczucia – wydają się po prostu wyczerpani i nie mają już pomysłów.
Czy sprawy mogłyby potoczyć się inaczej? Jako libertarianin mam niewiele złudzeń, że konserwatyści mogliby politycznie dokonać znacznie głębszych cięć wydatków publicznych w latach 2010. poprzez całkowite przemyślenie państwa, lub że reforma finansowania brytyjskiej Narodowej Służby Zdrowia lub cięcia emerytur państwowych — dwóch największych czynników wzrostu wydatków — były kiedykolwiek brane pod uwagę. Jednak bez przywileju waluty rezerwowej Wielka Brytania ostatecznie musi ciąć wydatki, jeśli chce trwale obniżyć podatki. Nie może być lekkomyślna pod względem fiskalnym, jak pokazał epizod Truss.
Jeśli jednak torysi wierzyli, że te ograniczenia polityczne są wiążące, jeszcze ważniejsze było usunięcie tych barier regulacyjnych utrudniających wzrost gospodarczy, mobilność i możliwości. Ten program reform po stronie podaży obejmowałby obniżki podatków, które nie kosztowałyby żadnych pieniędzy i mogłyby obejmować przegląd przestarzałych brytyjskich przepisów dotyczących planowania przestrzennego i granic rozwoju obszarów miejskich, usprawnione regulacje środowiskowe dotyczące infrastruktury transportowej i energetycznej oraz deregulację coraz bardziej sformalizowanego sektora opieki nad dziećmi w Wielkiej Brytanii.
Jeśli chodzi o priorytety, Wielka Brytania ma ogromny problem z wybudowaniem czegokolwiek. Uznaniowy system planowania przestrzennego i granice rozwoju obszarów zielonych skutecznie zakazują budowy nowych mieszkań na obszarach produktywnych, gdzie ludzie chcą mieszkać. Ale nie chodzi tylko o mieszkanie. Kraj nie zbudował nowej elektrowni jądrowej od 29 lat ani nowego zbiornika od ponad 30. Według grupy kampanii Britain Remade może to „kosztować w Wielkiej Brytanii nawet 10 razy więcej niż w innych krajach europejskich” na budowę nowych linii kolejowych, tramwajowych i dróg, a budowa morskiej farmy wiatrowej zajmuje trzynaście lat. Po prostu brytyjskie państwo regulacyjne jest wrogo nastawione do rozwoju gospodarczego, racjonując ziemię i czyniąc rozwój niezwykle kosztownym.
Zajęcie się tym było oczywistym obszarem, na który należało naciskać. Dokładna analiza ekonomistów LSE Johna Van Reenena i Xuyi Yanga wykazała, że Wielka Brytania odnotowała ostrzejsze pogorszenie wzrostu produktywności niż Francja czy Niemcy od 2007 r. z powodu słabszych inwestycji kapitałowych, które kryzys finansowy, Brexit i niepewność polityczna zaostrzyły. Oczywiste jest, że Wielka Brytania nie może cofnąć się i cofnąć kryzysu finansowego ani niepewności wygenerowanej przez referendum w sprawie Brexitu, ale zmiana jej prawa planistycznego w celu usunięcia uznaniowości planistów i zablokowanie możliwości dla NIMBY było główną ścieżką do złagodzenia tej słabej inwestycji.
Liczby pokazują, że stłumiony popyt na mieszkania i lokale użytkowe w Wielkiej Brytanii jest przytłaczający, gdyby tylko decydenci to ułatwili. Wartość gruntów rolnych w południowo-wschodniej Anglii może wzrosnąć stukrotnie po wydaniu pozwolenia na budowę domów. W ostatnich tygodniach w Wielkiej Brytanii podjęto nowe wysiłki mające na celu zablokowanie budowy hiperskalowych centrów danych dla branż cyfrowych. Przed krachem finansowym krajowe sektory farmaceutyczny, chemiczny i nauk przyrodniczych dynamicznie się rozwijały, ale ich rozwój jest coraz bardziej hamowany przez racjonowanie gruntów. Agent nieruchomości Savills oszacował już w 2020 r., że w Londynie dostępna była zaledwie 90 000 stóp kwadratowych, a w Manchesterze 360 000 stóp kwadratowych odpowiedniej powierzchni laboratoryjnej, w porównaniu z 14,6 mln stóp kwadratowych w Bostonie i 1,36 mln stóp kwadratowych w Nowym Jorku.
Zwiększanie perspektyw wzrostu gospodarczego za pomocą polityki jest trudne. Jednak Wielka Brytania jest obecnie tak daleko w tyle za Stanami Zjednoczonymi i granicą technologiczną, że usunięcie narzuconych sobie barier dla wzrostu mogło zapewnić znaczący wzrost poziomu PKB kraju. Program ten byłby wyczerpujący politycznie – wymagałby stawienia czoła temu, co Truss określił jako „koalicję antywzrostową” ekologów, NIMBY i technokratów. Jednak sok byłby wart wyciśnięcia. Wyższe dochody, tańsze mieszkania i tańsza energia znacznie podniosłyby poziom życia, jednocześnie zmniejszając ograniczenia fiskalne. To był program wolnorynkowy, którego Wielka Brytania potrzebowała.
Komentarze
Prześlij komentarz