Inflacja: to nie strona podażowa
Inflacja: to nie strona podażowa
Wiele wpływowych osobistości twierdzi, że poprawa po stronie podaży wyjaśnia łagodzenie presji cenowej. Pogląd ten jest szczególnie powszechny wśród osób powiązanych z administracją Bidena. Kilka tygodni temu sekretarz skarbu Janet Yellen powiedziała w wywiadzie, że „problemy w łańcuchu dostaw wynikające z pandemii… wydają się ustępować, a kiedy to się stało, inflacja spadła”. Powtórzyła to twierdzenie w szeroko poczytnej opinii , argumentując, że Bidenomika „pomogła złagodzić wąskie gardła w łańcuchu dostaw, które przyczyniły się do gwałtownego wzrostu inflacji towarów”. To szybko staje się akceptowanym wyjaśnieniem trwającej dezinflacji.
Ale w tej historii jest wielka luka: leżąca u jej podstaw teoria ekonomii przedstawia przewidywania wyraźnie niezgodne z danymi. Chociaż lepsze warunki produkcyjne mogą czasami powodować wolniejszy wzrost cen lub nawet ich spadek, nie są one jednak główną przyczyną obecnego spowolnienia inflacji.
Na początek zauważmy, że historia dezinflacji po stronie podaży jest symetryczna: jeśli problemy produkcyjne spowodowały wzrost cen, wówczas naprawienie tych problemów powinno spowodować spadek cen. Z pewnością wystąpiły wąskie gardła w produkcji i inne trudności w zaopatrzeniu spowodowane trwającą chwilę pandemią Covid-19. Wskaźnik cen producentów w zakresie frachtu dalekomorskiego wzrósł o ponad 45 procent od stycznia 2020 r. do września 2022 r . Globalny wskaźnik cen energii MFW wzrósł w tym samym okresie o prawie 200 procent. Ale tu zaczyna się problem. Chociaż ceny transportu i energii rzeczywiście spadły z najwyższych poziomów, ceny większości towarów nadal rosną. Gospodarka nie doświadczyła trwałej deflacji na tyle, aby zrównoważyć nadzwyczajną inflację, jaka miała miejsce w latach 2021 i 2022. Zamiast tego odczuliśmy raczej spowolnienie tempa wzrostu cen. Jest to bardzo pożądane, ale nie jest to tym, co przewiduje teoria strony podaży.
Ostatni miesiąc jest wyjątkiem. Indeks cen wydatków na konsumpcję osobistą (PCEPI) nieznacznie spadł w listopadzie. Jednak spadek jest bardzo niewielki w porównaniu z ogólnym wzrostem cen. Należy pamiętać, że ceny rosną z roku na rok, a także w ciągu ostatniego kwartału. I nikt nie spodziewa się, że deflacja będzie trwała. Co więcej, moment niedawnego spadku cen nie jest zgodny z argumentem strony podażowej, z którego wynika, że ceny towarów powinny spaść już wcześniej.
Nawet jeśli w końcu doświadczymy trwałej deflacji, arytmetyka rachunku podaży po prostu się nie zgadza. Ekonomiści od dawna wiedzą , że inflacja jest spowodowana szybszym wzrostem całkowitego popytu (wydatków) niż całkowitej podaży (produkcji). W rzeczywistości możemy być znacznie bardziej precyzyjni: przy danej stopie wzrostu całkowitego popytu 1-procentowy wzrost całkowitego wzrostu podaży powinien spowodować spadek stopy inflacji o 1 procent. Ta prosta matematyka stwarza duży problem dla stron podażowych, ponieważ realny wzrost PKB (standardowa miara podaży) nie wzrósł na tyle, aby liczby miały sens.
Dwie najpowszechniejsze miary inflacji to stopa wzrostu Indeksu cen towarów i usług konsumenckich (CPI) oraz PCEPI. W ujęciu rocznym w czerwcu 2022 r. osiągnęły one najwyższy poziom 8,9 proc. w przypadku CPI i 7,1 proc. w przypadku PCEPI. Wzrost realnego PKB wyniósł wówczas około 1,8 proc. Obecnie dynamika CPI i PCEPI spadła odpowiednio do 3,1 i 2,6 proc. Ale chociaż realny PKB rośnie szybciej, nie rośnie on wystarczająco szybko, aby wyjaśnić dezinflację. Najnowsze dane za kwartał 32023 wynoszą nieco poniżej 3 procent. Nie da się wytłumaczyć spowolnienia inflacji pomiędzy 4,5 (PCEPI) a 5,8 (CPI) punktów procentowych jedynie wzrostem realnego PKB o 1,2 punktu procentowego. Aby wyjaśnienie okazało się skuteczne, ulepszenia po stronie podaży musiałyby być około czterokrotnie większe.
Ponieważ dezinflacja nie pochodzi od strony podaży, musi pochodzić od strony popytu. Najlepszym wyjaśnieniem występującej raz na pokolenie stopy inflacji, która osiągnęła najwyższy poziom latem 2022 r., a także jej stopniowego spadku, pozostaje pewne połączenie polityki fiskalnej i pieniężnej. Wydatki federalne gwałtownie wzrosły podczas pandemii i od tego czasu spadły do poziomu zbliżonego do trendu sprzed pandemii, aczkolwiek na stale wyższym poziomie. Powszechnie wiadomo, że nadzwyczajna polityka pieniężna prowadzona przez Fed od marca 2020 r. jest dobrze znana, podobnie jak jej odwrócenie.
W rzeczywistości polityka pieniężna wygląda obecnie na bardzo rygorystyczną. Fed nie tylko podniósł swoją docelową stopę procentową do zdumiewającego 5,25 punktu procentowego w ciągu około 16 miesięcy, ale także zaangażował się w znaczne zaostrzenie ilościowe, o czym świadczy zmniejszenie jego bilansu z zaledwie niespełna 9 bilionów dolarów do około 7,7 biliona dolarów obecnie. Wynikająca z tego dezintermediacja finansowa spowodowała znaczny spadek podaży pieniądza. Najczęściej cytowana wartość M2 spadła o około 3,3 procent w porównaniu z rokiem ubiegłym. Szersze agregaty pieniężne, których składowe ważone są w zależności od ich płynności, spadły w tym samym okresie od 1 do 2 procent. Jeśli nie jest to całkowite spowolnienie popytu, to nic nim nie jest.
Nasza inflacyjna kolejka górska ma dobrą stronę: potwierdza podręcznikową makroekonomię, której uczymy naszych studentów od wczesnych lat osiemdziesiątych. Związek między wzrostem popytu całkowitego a inflacją pozostaje silny.
Zdecydowanie powinniśmy zadbać o stronę podażową. To ostateczny wyznacznik poziomu życia. Na marginesie prawdopodobnie spowodowało to, że inflacja była nieco gorsza, a dezinflacja nieco lepsza, niż byłoby w przeciwnym razie. Ale strona podażowa nie jest gwiazdą przedstawienia.
Komentarze
Prześlij komentarz