Miejsca pracy, których nie chcesz zniszczyć przez handel, zostały stworzone przez handel
Miejsca pracy, których nie chcesz zniszczyć przez handel, zostały stworzone przez handel

Amerykańscy konsumenci często korzystają z atrakcyjnych okazji oferowanych przez producentów zlokalizowanych poza Stanami Zjednoczonymi. Amerykańscy producenci, którzy konkurują z zagranicznymi producentami, zbyt często w odpowiedzi robią to, co producenci robili od wieków, a mianowicie namawiali i przekupywali urzędników rządowych w celu ochrony przed konsumentami.
Oczywiście wynikające z tego środki protekcjonistyczne są powszechnie opisywane jako zapewniające nie ochronę przed konsumentami, ale „ochronę przed importem” lub „ochronę przed zagranicznymi producentami”. Ale ten język wprowadza w błąd. Import jest martwy; nie działają z własnej woli. Import nie jest również tworzony i oferowany na sprzedaż przez siły pozaludzkie. Ostatecznym źródłem „szkody”, na którą skarżą się amerykańscy producenci, nie jest import; to nawet zagraniczni producenci nie oferują Amerykanom swoich towarów. Ostatecznym źródłem tej „szkody” są amerykańscy konsumenci. Jeśli amerykańscy konsumenci zdecydują się nie kupować towarów importowanych, żaden zagraniczny producent nie będzie wydawał ograniczonych zasobów na produkcję towarów przeznaczonych na sprzedaż w Ameryce i żaden import nie dotrze do amerykańskich wybrzeży. Producenci amerykańscy „szkodzą” importowi tylko dlatego i w zakresie, w jakim towary te są wybierane i kupowane przez amerykańskich konsumentów.
Ta sprawa nie jest kwestią zwykłej semantyki. Twierdzenie, że import i zagraniczni producenci wyrządzają szkodę amerykańskim pracownikom lub amerykańskiej gospodarce, stwarza fałszywe wrażenie, że Amerykę najeżdżają wrogie siły. Jednak w rzeczywistości amerykańscy konsumenci zapraszają na import jako sposób na poprawę swojego życia. Uznanie tej rzeczywistości oznacza uznanie, że ostatecznym celem ceł i innych środków protekcjonistycznych nie jest zbiór obiektów nieożywionych. Nie jest to również cel kliki obcokrajowców pragnących czerpać zyski kosztem Amerykanów. Ostatecznym celem protekcjonizmu jest pokojowe wydawanie przez współobywateli własnych pieniędzy. Tych współobywateli traktuje się jak wrogów, których dobrowolne działania należy ograniczać.
Ale oczywiście demonizowanie współobywateli, którzy nie robią nic poza pokojowym dążeniem do zaspokojenia swoich uzasadnionych potrzeb w sposób, jaki uznają za najbardziej skuteczny, raczej nie zadziała. Zatem demonizacja musi dotyczyć środków, których ci współobywatele używają do zaspokojenia swoich potrzeb. Kiedy środki te obejmują wysiłki cudzoziemców, demagogia jest zbyt łatwa. "O popatrz!" – krzyczy protekcjonista. „Sprzedaż towarów importowanych tutaj, w Ameryce, niszczy niektóre amerykańskie miejsca pracy i przedsiębiorstwa. Jesteśmy krzywdzeni przez obcokrajowców kradnących nasze rynki! Dla dobra naszego kraju powstrzymajcie ich!”
Żaden taki demagogiczny wybuch nie zadziałałby, gdyby został wyrażony bardziej szczerze w stylu: „Och, spójrz! Nasi współobywatele wydawanie własnych pieniędzy według własnego uznania niszczy niektóre amerykańskie miejsca pracy i przedsiębiorstwa. Jesteśmy krzywdzeni przez pokojowe zaspokajanie swoich potrzeb przez współobywateli! Dla dobra naszego kraju powstrzymajcie ich!”
W poprzednim akapicie napisałem „bardziej szczerze”, a nie po prostu „uczciwie”. Powodem jest to, że zniszczenie poszczególnych miejsc pracy i przedsiębiorstw spowodowane dobrowolnymi zmianami w sposobie, w jaki konsumenci wydają swoje pieniądze, nie szkodzi gospodarce. Wręcz przeciwnie. Nasz nowoczesny dobrobyt istnieje tylko wtedy, gdy konsumenci mogą swobodnie wydawać swoje pieniądze w dowolny, pokojowy sposób. To właśnie ta swoboda umożliwia konsumentom ujawnienie, jakich konkretnych towarów i usług chcą na tyle gorąco, że uzasadnia to ich produkcję. Im bardziej ta wolność jest ograniczona, tym uboższa jest wiedza o tym, jak najlepiej wykorzystać zasoby. Takie ograniczenia powodują, że wiedza ta staje się węższa i bardziej niejasna. Nasila się marnowanie zasobów. Niektóre pragnienia człowieka, które można zaspokoić, pozostają niezaspokojone.
Wolność konsumentów do wydawania pieniędzy według własnego pokojowego wyboru nazywa się „suwerennością konsumentów”. Jest to nieodzowna cecha dobrze prosperującej gospodarki.
Decydując się na zakup łososia na obiad zamiast wieprzowiny, kurczaka czy tofu, korzystasz ze swojej suwerenności konsumenckiej. Korzystam z suwerenności konsumenckiej, kiedy w dalszym ciągu kupuję płatki śniadaniowe i piwo moich ulubionych marek oraz kiedy z jakiegokolwiek powodu zdecyduję się na zakup innych marek.
Obok swobody przedsiębiorców w zakresie konkurowania o patronat konsumentów, suwerenność konsumentów jest jednym z dwóch paliw konkurencji. W rzeczywistości suwerenność konsumentów jest ważniejsza z tych dwóch. O ile konsumenci nie będą mogli odrzucić raz zakupionych produktów w celu zakupu nowych lub innych produktów, przedsiębiorcy nie będą mieli motywacji do konkurowania ze sobą poprzez obniżanie cen, dążenie do większej wydajności produkcji lub tworzenie lepszych pułapek na myszy lub ulepszanie w inny sposób swojej oferty produktów .
Ale o ile konsumenci mają suwerenność, o tyle przedsiębiorcy kierują się chęcią zysku, aby się prześcignąć. Burger King stara się, aby jego menu i ceny były atrakcyjniejsze od tych oferowanych przez Wendy's; W odpowiedzi Wendy's stara się oferować smaczniejsze i tańsze jedzenie niż konsumenci w Burger Kingu. Ta ciągła rywalizacja działa na korzyść konsumentów. Suwerenność konsumentów oznacza, że przedsiębiorcy mogą czerpać zyski jedynie poprzez zadowolenie konsumentów.
Suwerenność konsumentów odzwierciedla fakt, że ostateczną miarą sukcesu każdej gospodarki jest stopień, w jakim zaspokaja ona potrzeby i pragnienia ludzi – stopień dostępu, jaki zapewnia do określonej kombinacji towarów i usług (w tym preferencji dotyczących wypoczynku, lokalizacji i zawodów), które każda z nas ma wyjątkowe pragnienia, aby uczynić swoje życie tak bogatym i znaczącym, jak to tylko możliwe.
Przeciwnicy wolnego handlu szybko odpowiadają: „Tak! – i dlatego wolny handel jest zły. Niszczy miejsca pracy, a tym samym pozbawia ludzi dochodu potrzebnego do zakupu tego, czego chcą”. Odpowiedź ta sprawia wrażenie powierzchownej wiarygodności i dlatego tak wiele osób poszkodowanych przez protekcjonizm mimo to ją popiera. Jednak prawda naukowa w tej kwestii, podobnie jak we wszystkich innych sprawach, nie jest zdeterminowana przez powszechne przekonania.
Te same miejsca pracy, które według dzisiejszych Amerykanów powinny być chronione przed handlem zagranicznym, to miejsca pracy, które albo powstały w wyniku handlu zagranicznego, albo stały się przez niego bardziej atrakcyjne.
Weź stal. Duża część kapitału, który zbudował koleje w Ameryce w XIX wieku, pochodziła od obcokrajowców, zwłaszcza Brytyjczyków . Cudzoziemcy bezpośrednio zarobili część dolarów, które zainwestowali w amerykańskie koleje, sprzedając towary Amerykanom. Inne dolary zdobywano, gdy zagraniczni inwestorzy wymieniali własne waluty (powiedzmy funty brytyjskie) na dolary amerykańskie. Ale te inne dolary same zostały zarobione przez innych obcokrajowców dzięki ich udanym wysiłkom sprzedania swoich towarów chętnym amerykańskim nabywcom.
Z kolei zagraniczne inwestycje w koleje w USA stworzyły ogromny popyt na stal, zwłaszcza na ułożone dziesiątki tysięcy mil torów. Bez tego zapotrzebowania na szyny stalowe amerykański przemysł stalowy nie rozwinąłby się tak, jak to zrobił. Bez inwestycji zagranicznych popyt na kolej byłby znacznie niższy; a bez handlu nie byłoby inwestycji zagranicznych. To samo można powiedzieć o niezliczonych innych branżach i stanowiskach pracy w całej Ameryce.
Jednak nawet w przypadku tych rzadkich zawodów, które nie mają bezpośredniego związku z handlem, płace uzyskiwane przez pracowników są wyższe z powodu handlu. Utrzymując ceny na niskim poziomie oraz zwiększając produkcję i różnorodność produktów, handel sprawia, że każdy zarobiony dolar idzie dalej. Fakt ten oznacza, że atrakcyjność dziś każdej konkretnej pracy – nawet takiej, która nie jest bezpośrednio uzależniona od sprzedaży cudzoziemcom lub od nakładów czy inwestycji dostarczanych przez cudzoziemców – podnosi handel.
Inaczej mówiąc, jednym z powodów, dla których utrata określonej pracy na rzecz handlu jest tak traumatyczna, jest to, że handel ten czyni tę pracę tak atrakcyjną . Oczywiście każdy z nas chciałby mieć zagwarantowaną przez dyktat rządowy własną pracę, korzystając jednocześnie z suwerenności konsumenckiej, która pozwala cieszyć się wysokim standardem życia. Jednak zagwarantowanie ci pracy wymaga poświęcenia części suwerenności konsumenckiej twojego sąsiada – tak jak polityka gwarantująca twojemu sąsiadowi pracę wymaga poświęcenia części suwerenności konsumenckiej . Jedyną polityką akceptowalną z etycznego punktu widzenia – i jedyną, która zapewnia wszystkim długoterminowy dobrobyt – jest polityka, w której nigdy nie poświęca się niczyjej suwerenności konsumenckiej. Taka polityka jest polityką jednostronnego wolnego handlu.
Komentarze
Prześlij komentarz