Ekologia, czy na pewno jest demokratyczna. Tyrania Straży Przedniej
Tyrania Straży Przedniej
Trzydzieści lat temu, kiedy przygotowywałem się do pójścia na studia podyplomowe z zamiarem studiowania polityki ochrony środowiska, mój promotor zapytał mnie: „Czy sądzisz, że ekologia może nadal się rozwijać, a kraj pozostaje demokratyczny?”
Przepełniony młodzieńczym idealizmem, odpowiedziałem: „Tak, oczywiście”, na co on tylko skinął głową, ale ze sceptycznym spojrzeniem, które sugerowało, że nie przemyślałem wystarczająco głęboko tego pytania. Znając go jako długoletniego i uważnego obserwatora polityki, nie mogłem pozbyć się jego sceptycyzmu, a pytanie to nie dawało mi spokoju przez całą szkołę. Mój niepokój wzmogła tylko znaczna liczba moich kolegów ze studiów, którzy byli skrajnie lewicowymi, a nawet komunistami i nie wstydzili się wyrażać swojej niechęci do liberalnej demokracji. W końcu demokracja pozwoliła ludziom o złych wartościach politycznych mieć wpływ na politykę; niektórzy piastowali nawet stanowiska polityczne.
Trzydzieści lat później moja odpowiedź brzmi tylko częściowo „tak” i zawiera duży kwalifikator. Jeśli chodzi o „tak”, myślę, że nie ma sposobu, aby rozsądnie zaprzeczyć, że amerykański ekologizm nadal rozwija się przy wsparciu większości społeczeństwa. Na przykład opinia publiczna w dużej mierze popiera ochronę gruntów publicznych poprzez wyznaczanie przez prezydentów pomników narodowych (nawet jeśli lokalna społeczność jest często bardziej skonfliktowana), większość ludzi popiera ustawy o czystej wodzie i czystym powietrzu, a badania wskazują, że znaczna większość uważa, że Stany Zjednoczone potrzebują do podjęcia poważnych działań w celu zwalczania zmian klimatu (przynajmniej w ujęciu abstrakcyjnym, jeśli nie przy uwzględnieniu kosztów).
Wielkim kwalifikatorem jest to, że najbardziej oddani ekolodzy muszą zawsze oddzielać się od mas, zawsze wyprzedzając obecne obecne porozumienie społeczne. W konsekwencji są zawsze z natury antydemokratyczni, co definiuje ich sprzeciw wobec demosu. A jeśli to nie jest wystarczające zagrożenie dla demokracji, mogą potencjalnie pobudzić populistyczną opozycję, która sama ma tylko słaby szacunek dla procesu demokratycznego.
Sprzeciw wobec demos jest chyba ogólną zasadą obowiązującą wszystkie wąsko ukierunkowane ruchy polityczne, zwłaszcza te, które mają poczucie, że zbliża się chwila kryzysu. Niezależnie od tego, czy jest to stara intelektualna awangarda komunistów, czy współczesna awangarda ruchu ekologicznego, łączy ich jeden ważny czynnik, którym jest potrzeba wykuwania swojej tożsamości jako elit wyróżniających się i wyprzedzających masy.
Myślę, że ta potrzeba jest przede wszystkim psychologiczna. Chodzi o tożsamość i potrzebę sprawy, która nadaje sens życiu. Może to być szczególnie atrakcyjne w kapitalistycznym, zorientowanym na konsumenta społeczeństwie. Pomimo ogromnych korzyści materialnych krytycy kapitalizmu słusznie zauważają, że konsumpcjonizm może być duchowo pusty, pozostawiając ludzi bez przekonującego poczucia celu w życiu. Ale antykonsumpcjonistyczny ekologizm obiecuje uratować zarówno ziemię, jak i ludzkość przed destrukcyjnymi i duchowo niszczącymi wpływami kapitalizmu. Jest to forma walki duchowej i albo wybierasz bycie wśród nielicznych wybranych świętych, albo pozostajesz wśród duchowo upadłych.
Potrzeba uzyskania tożsamości poprzez oddzielenie się od mas stwarza jednak problem – za każdym razem, gdy masy doganiają, samozidentyfikujący się członek awangardy stosunkowo opada z powrotem do swojego poziomu, zagrażając jego poczuciu tożsamości. Masy z definicji są wsteczne, upadłe, więc bycie nie bardziej zaawansowanym od nich oznacza niebycie już świętym.
Oznacza to, że dotychczasowe sukcesy w demokratycznym kształtowaniu polityki nigdy nie mogą dać satysfakcji – sam fakt, że masy, demos, doszły do porozumienia z awangardą, z konieczności osłabia tożsamość awangardy jako wybranych. Nie mogą dłużej postrzegać siebie jako liderów mas, jeśli są jednymi z nich. A ponieważ mają pogardę dla wstecznych mas, muszą mieć pogardę dla siebie tak długo, jak długo pozostają na swoim poziomie. Sukces, jak na ironię, nieuchronnie rodzi niezadowolenie, więc należy szukać nowych wyzwań, zawsze posuwając się naprzód w procesie psychologicznej samoobrony.
Ale dla każdej awangardy dobro ludzkości jest celem, jakkolwiek abstrakcyjnie je pojmują. Tak więc, gardząc masami, upewniają się, że w rzeczywistości troszczą się o prawdziwe interesy mas, które same są zbyt głupie, by pozostawić je samym sobie.
Zatem prawdziwą demokrację, z punktu widzenia awangardy, osiąga się poprzez zaspokojenie prawdziwych potrzeb demos, zidentyfikowanych przez wybranych, którzy są odpowiednio wykwalifikowani, aby je zrozumieć. Oznacza to, że prawdziwa demokracja może wymagać ignorowania wyrażonych życzeń mas, co ekonomiści nazwaliby ich ujawnionymi preferencjami, ale co w rzeczywistości jest, według awangardysty, fałszywą świadomością. Prawdziwa demokracja daje masom to, co, gdyby nie były tak zacofane, uznałyby za swoją prawdziwą potrzebę. Narzucenie im tego, jeśli to konieczne, oznacza udzielenie im błogosławieństwa.
Tak więc jeden z moich kolegów ze studiów mógł być żarliwym wyznawcą chińskiego komunizmu pod pozorem prawdziwej demokracji, nawet jeśli rozpaczał, że obecni przywódcy nigdy, jak powiedział, „nie zrobią tego dobrze”. W jego mniemaniu błędne były wybory tych konkretnych przywódców politycznych, ale generalnie nie widział nic złego w pomyśle, by przywódcy polityczni dokonywali wszystkich wyborów bez udziału dem. Był pewien, że gdy tylko właściwi przywódcy zostaną powołani, wszystkie najlepsze wybory dla ludzi zostaną dokonane za nich.
Co w takim razie robi polityczna awangarda w liberalnej demokracji, gdy masy odmawiają posłuszeństwa? Masy w końcu muszą się sprzeciwić, ponieważ niezależnie od tego, jak daleko się posuną, awangarda jest psychologicznie zmotywowana do żądania dalszego ruchu. W pewnym momencie masy stają się emocjonalnie wyczerpane nieustannymi żądaniami zmian, zadowolone z dokonanego postępu lub niezadowolone z rosnących kosztów krańcowych i malejących korzyści krańcowych dalszego postępu.
Awangarda ekologiczna stoi przed konkretnym wyzwaniem związanym z kosztami i korzyściami, z którym wkrótce będzie musiała się zmierzyć. Podczas gdy badania opinii wykazują silne poparcie dla działań przeciwko zmianom klimatycznym, wykazują one również bardzo ograniczoną gotowość do płacenia za nie. Tak więc, dopóki obietnice wydają się żywe, a koszty abstrakcyjne, społeczeństwo jest skłonne podążać za nimi. Ale przy tych zasadach koszty będą odczuwalne na długo przed jakimikolwiek korzyściami. Koszty te będą odczuwalne bezpośrednio, uderzając ludzi prosto w portfel, podczas gdy korzyści, składające się głównie ze szkód, które nigdy nie nadejdą, będą bardzo abstrakcyjne i być może w rzeczywistości nie będą „odczuwane” w żaden osobiście znaczący sposób.
Ale jeśli opinia publiczna się waha, awangarda – jakakolwiek awangarda – nie może. Dla nich polityka nie jest sztuką kompromisu. Kompromis pociąga za sobą porzucenie tożsamości i wycofanie się z mas, więc każda kwestia polityczna staje się rodzajem egzystencjalnej bitwy, która wymaga absolutnego zwycięstwa.
W punkcie krytycznym rządy mniejszości muszą stać się preferowaną metodą awangardy. Nie można pozwolić, aby ich misja zakończyła się niepowodzeniem z powodu idiotyzmów opinii publicznej. Rządy mniejszości nie będą im ani trochę niesmaczne, ponieważ jest to w końcu prawdziwa demokracja, zaspokajająca prawdziwe potrzeby demos wszelkimi niezbędnymi środkami. (Jeśli zmiany klimatyczne są postrzegane jako egzystencjalne zagrożenie dla istnienia ludzkości, masowe zubożenie lub utrata kilku tysięcy kapitalistów to akceptowalny koszt).
A wracając do pytania mojego mentora. W związku z walką Kalifornii z wysokimi cenami energii i ciągłymi przerwami w dostawie prądu, przewidywany przez Nowy Jork 10-procentowy niedobór dostaw energii do 2040 r., wymaga przesiadki na drogie samochody elektryczne bez wystarczającej infrastruktury, groźby zakazania urządzeń gazowych (które, jakkolwiek głupie dla środowiska Vanguard uważa, że obawy są głęboko niepokoi te idiotyczne masy, które haniebnie wciąż mają wpływy polityczne) oraz ogromne koszty niedawno przyjętej federalnej polityki środowiskowej (błędnie nazwanej „inwestycjami”), ruch ekologiczny może znaleźć się na rozdrożu. Jeśli masy się zbuntują, czy awangarda będzie w stanie zaakceptować ograniczenia demokracji większościowej, czy też będą coraz bardziej naciskać na rządy mniejszości?
Domyślam się, że to drugie, a głównym pytaniem jest, w jaki sposób mogą to osiągnąć. A odpowiedź na to pytanie – biorąc pod uwagę republikańskie ograniczenia Konstytucji i brutalny fakt polityczny, zgodnie z którym geografia polityczna Ameryki sprawia obecnie, że rządy wybieranej mniejszości przez konserwatystów są znacznie bardziej prawdopodobne niż przez postępowców – najprawdopodobniej będzie za pośrednictwem biurokracji federalnej. Biurokracja jest słabo ograniczana przez prezydentów, którzy są ich tytularnymi szefami, a nawet przez Kongres, który ma wyraźne konstytucyjne uprawnienia do opracowywania ustaw, do których biurokracja ma rzekomo ograniczać swój zasięg egzekwowania.
Wynikająca z tego technokracja jest naturalnie atrakcyjna dla awangardy. Uważając się za ekspertów, czują się komfortowo z rządami innych podobnie myślących ekspertów. A technokraci w biurokracji każdej agencji często sympatyzują z awangardą: wojsko lubi zwolenników silnej armii, CIA docenia zimnych wojowników, a agencje takie jak EPA i Departament Energii wcale nie sprzeciwiają się zwolennikom coraz bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące ochrony środowiska.
Niedawno posmakowaliśmy tego w orzeczeniu Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych w sprawie ochrony terenów podmokłych Agencji Ochrony Środowiska, Sackett przeciwko EPA . Trybunał orzekł, że EPA przekroczyła granice przyznanych jej przez Kongres uprawnień w zakresie regulowania terenów podmokłych i orzekł, że niektóre z tych terenów podmokłych wykraczają poza zakres przyznanej przez Kongres jurysdykcji agencji. Chociaż tylko zdecydowana większość przyłączyła się do argumentacji prawnej oficjalnej opinii, sam wyrok był jednomyślny – zarówno liberalny, jak i konserwatywny, sędziowie uznali, że EPA nie ma władzy ustawodawczej w zakresie swoich działań regulacyjnych.
Ekolodzy byli oburzeni. Ale najbardziej widocznym argumentem nie było to, że Trybunał błędnie zinterpretował statut zezwalający, ale że zignorował spustoszenie w środowisku, jakie jego orzeczenie wywoła, że nie był wystarczająco pełen szacunku dla ekspertów z EPA i że zignorował twierdzenia naukowców o znaczeniu terenów podmokłych. Przestrzeganie polityki stworzonej przez wybranych przedstawicieli mas nie było dla nich istotne; żądali poddania się poglądom niewybranych i nieodpowiedzialnych ekspertów.
Chociaż ta sprawa pokazuje wrogość awangardy ekologicznej wobec demokracji, jest to tylko jedna sprawa i nie daje żadnej pewności, że sądy będą wiarygodnymi obrońcami demokratycznego kształtowania polityki. Więc jeśli masy się zbuntują, nie jest jasne, czy będą miały jakieś niezawodne środki, by skutecznie odpierać awangardę ekologiczną oraz tych w społecznościach biurokratycznych i naukowych, którzy podzielają ich pogardę dla zacofanych mas.
Może potrzebować kolejnej awangardy, aby im przewodzić, a niedoszła kontrawangarda już się rozwija, czerpiąc z rosnącego antyelitarnego, antytechnokratycznego impulsu wśród demos jako podstawy niebezpiecznego programu nacjonalistyczno-populistycznego.
Niestety, ta kontrawangarda jeszcze wyraźniej wyraża swoją pogardę dla procesów demokratycznych. Twierdzi również, że zna potrzeby ludzi, ale dla nich „my, ludzie” to ograniczony podzbiór populacji; tylko ci, którzy podzielają ich wizję kraju. Ci, którzy się nie zgadzają, nie są częścią nas, narodu, ale wrogami wewnętrznymi, którym nie wolno ustępować. Ponieważ system polityczny pozwala tym wrogom na udział, wyniki polityczne nie są legitymizowane przez proces demokratyczny; zamiast tego procesy demokratyczne są legitymizowane tylko wtedy, gdy przynoszą „właściwe” wyniki polityczne. Jeśli to konieczne, obalenie norm i procesów demokratycznych może być uzasadnione, aby zapewnić zaspokojenie rzeczywistych potrzeb prawdziwego nas, ludzi.
Nie sądzę, aby ten konkretny wynik był częścią myślenia mojego mentora. Trzydzieści lat temu prekursorzy tego ruchu, tacy jak Rush Limbaugh i Newt Gingrich, dopiero zaczynali dochodzić do siebie i mobilizować własną część demówek. Mój mentor, republikanin Gerald Ford na wskroś, gardził populizmem tych narzekaczy, ale wątpię, czy przewidział polityczną zmianę, która jest obecnie w toku.
Ale wydaje się, że zmierzamy w tym kierunku i choć zupełnie nieumyślnie, awangarda ekologów odegrała istotną rolę w dominacji tego obrzydliwego nacjonalistycznego populizmu, gardząc osobistymi interesami milionów jednostek. Ci ludzie są zmęczeni byciem traktowanym jak dzieci i mówionym przez samozwańczą elitę, że awangardowcy naprawdę wiedzą lepiej niż masy, jakie są ich interesy, i że masy w końcu to zrozumieją i im podziękują. Nawet jeśli masy są w rzeczywistości idiotami, nie lubią, gdy im się to mówi, i zawsze będą przewyższać liczebnie awangardę, która domaga się ich posłuszeństwa.
Przypadkowo mam teraz mniej więcej tyle samo lat obserwacji politycznych, co mój mentor wtedy. Moje poglądy znacznie się zmieniły na przestrzeni lat, od optymizmu co do potencjału polityki w tworzeniu lepszego świata, poprzez rosnący sceptycyzm co do zdolności państwa do czynienia więcej dobra niż szkody (nawet jeśli ma się dobre intencje), a ostatecznie do głębokiego pesymizmu o samej naturze państwa i polityce zorientowanej na państwo. I tak jak każdy inny czynnik, ta ewolucja wynika z tego jednego prostego pytania, z moją odpowiedzią, na którą zdecydował się nie kwestionować, pozostawiając mnie z duszeniem się nad nią przez wiele lat.
Komentarze
Prześlij komentarz