Czego boją się w Ameryce? Dwa okrzyki dla Gramma i Solona
.Dwa okrzyki dla Gramma i Solona

Wartykule opublikowanym w Wall Street Journal , Phil Gramm i Mike Solon ostrzegają, że „[nie]pohamowane wydatki wyparłyby prywatną działalność gospodarczą i groziłyby wywołaniem recesji”. To prawda, że zwiększenie udziału rządu w działalności gospodarczej ograniczyłoby wzrost i poziom życia. Ale ich argumenty makroekonomiczne nie do końca działają. Wydaje się, że uważają, że restrykcyjna polityka pieniężna powoduje, że wzrost wydatków rządowych jest bardziej szkodliwy. W rzeczywistości pochłanianie większej części gospodarki przez Wuja Sama jest niepokojące, bez względu na to, co robi Fed.
Uwagę ekspertów przyciąga polityka fiskalna, ale polityka pieniężna jest ostatecznym zabezpieczeniem całkowitych wydatków. Gramm i Solon to rozpoznają. Obawiają się, że biorąc pod uwagę wysiłki Rezerwy Federalnej zmierzające do „wyeliminowania nadmiernego popytu i opanowania inflacji”, niepowodzenie w ograniczaniu wzrostu wydatków doprowadzi do wypchnięcia sektora prywatnego kosztem sektora publicznego. Innymi słowy, argumentują oni, że konsekwencje debaty na temat pułapu zadłużenia dla kondycji gospodarki są bardziej tragiczne w warunkach restrykcyjnej polityki pieniężnej.
Gramm i Solon mają rację co do jednego: niepowodzenie w ograniczaniu wydatków rządowych osłabiłoby rynki poprzez skierowanie zasobów na bezproduktywne cele. Ale problemy z nadmiernymi wydatkami rządowymi istnieją niezależnie od nastawienia polityki pieniężnej. Nawet gdyby Fed stosował ekspansywną politykę, nadal odczuwalibyśmy paraliżujące skutki zwiększonej kontroli rządu. Co więcej, najgorszym scenariuszem nie jest zwykła recesja. To permanentny spadek wzrostu gospodarczego.
Zadaniem Fed jest określenie poziomu (i tempa wzrostu) całkowitych wydatków dolarowych w gospodarce, które można przybliżyć za pomocą nominalnego produktu krajowego brutto (NGDP). Ekonomiści nazywają to zagregowanym popytem. Wydatki rządowe są składową NGDP, ale to nie znaczy, że zmiany w wydatkach rządowych zmieniają poziom NGDP. Zamiast tego wydaje się, że polityka fiskalna głównie zmienia skład NGDP.
Gramm i Solon popełniają błąd, nie dokonując wystarczająco dokładnego rozróżnienia między zagregowanym popytem określanym przez Fed a częścią działalności gospodarczej odwróconej od celów produkcyjnych przez wydatki rządowe. „Każdy dolar z gwałtownego wzrostu wydatków po pandemii, którego wydatkowania uniemożliwia ustawa o pułapie zadłużenia Izby Reprezentantów, to dolar, którego Fed nie musi wypierać z wydatków prywatnych, aby stłumić inflację” – piszą.
Załóżmy, że Fed obniżał docelową stopę procentową, zamiast ją podnosić. Gospodarka nominalna prawdopodobnie wzrosłaby, ale fundamentalny kompromis między wydatkami publicznymi i prywatnymi pozostaje. Im więcej Kongresu i Prezydenta wydają w stosunku do sektora prywatnego, tym mniej produktywna staje się gospodarka. Wydatki rządowe to kwestia podaży, a nie popytu. Ponieważ zachęty do rozważnej alokacji zasobów są znacznie słabsze, a środowisko informacyjne leżące u podstaw decyzji o wydatkach jest znacznie bardziej hałaśliwe w sektorze publicznym, wydatki te są zazwyczaj mniej produktywne niż wydatki sektora prywatnego
Historia, którą opowiadają Gramm i Solon, ma sens tylko wtedy, gdy nie rozróżnia się zmniejszonych wydatków i zmniejszonych zasobów. Kiedy Fed zaostrza politykę, osłabia to siłę nabywczą dolara. Może to tymczasowo wpłynąć na rzeczywiste decyzje produkcyjne i możliwości inwestycyjne, ale tylko w takim stopniu, w jakim polityka pieniężna jest nieprzewidziana. Istotny jest okres dostosowawczy kontraktacji w porównaniu z okresem dostosowawczym do nowych informacji o stanowisku polityki. Z pewnością wiele (jeśli nie większość) prywatnych kontraktów wycenia zaostrzenie polityki Fed. W związku z tym polityka pieniężna zmienia pożądany poziom zmiennej nominalnej, a mianowicie inflacji, przy minimalnym wpływie na zmienne realne, takie jak produkcja i zatrudnienie. Fed ogranicza wydatki, ale nakłady na gospodarkę — zasoby naturalne, praca i kapitał — nie są ani większe, ani mniejsze, niż byłyby w innym przypadku.
W sposób dorozumiany (choć być może nieumyślnie) argument przedstawiony przez Gramma i Solona sugeruje, że nie musimy się martwić rozdętym rządem, gdy nominalne wydatki rosną. Twierdzą, że nadmierne wydatki rządowe są dużym problemem, ponieważ polityka pieniężna jest restrykcyjna. To jest źle. To zawsze duży problem. Kiedy sektor publiczny odchodzi od swojej przewagi komparatywnej i zaczyna kierować zasoby do mniej wartościowych celów, rzeczywista wartość produkcji spada. To, czy przekierowanie wydatków oznacza przekierowanie zasobów , zależy od wielkości i zakresu wydatków rządowych, a nie od nastawienia polityki pieniężnej.
Nadmierne wydatki rządowe nie prowadzą też do zwykłej recesji, podczas której realny PKB i zatrudnienie chwilowo spadają, ale ostatecznie wracają do normy. Nadmierne wydatki rządowe sprawiają, że jesteśmy mniej produktywni niż bylibyśmy w innym przypadku, co skutkuje trwale niższym poziomem zatrudnienia i produkcji. Cykle koniunkturalne są tymczasowe. Nieproduktywne rządowe programy wydatków mogą trwać wiecznie.
Gramm i Solon zasługują na uznanie za zwrócenie uwagi na fiskalną lekkomyślność kongresowych Demokratów i prezydenta Bidena. Łączne skutki zachowania, które krytykują, są jednak jeszcze bardziej szkodliwe, niż sugerują. Dwa okrzyki dla tych znakomitych komentatorów ekonomicznych - i serdeczny trzeci, jeśli poprawią swoją historię, aby poprawnie przedstawić makroekonomię.
Komentarze
Prześlij komentarz