Przejdź do głównej zawartości

Sanguine about the State: A Critique of Political Science

 Sanguine about the State: A Critique of Political Science

Jako politolog z ponad dwudziestoletnim stażem doszedłem do wniosku, że dyscyplina ta ma poważne wady, nie z powodu aż nazbyt uroczego twierdzenia, że ​​nie jest prawdziwie naukowa, ale dlatego, że w dużej mierze opiera się na krytycznym, fundamentalnym błędzie: politolodzy są zbyt optymistycznie nastawieni do państwa.

Właściwie rozumiana politologia powinna dotyczyć organizacji społecznej, szczególnie w zakresie sprawowania rządów. I tam powinniśmy być zachwyceni, tak jak chemicy są zachwyceni spontaniczną organizacją chemikaliów, biolodzy z podziwem dla organizującej siły doboru naturalnego, a ekonomiści (przynajmniej w idealnym przypadku) z podziwem dla spontanicznej organizacji wynikającej z wymiany międzyludzkiej.

Ale niewielu politologów podziwia ludzką zdolność do spontanicznej organizacji dla celów sprawowania rządów. Jedną z nielicznych godnych uwagi jest laureatka Nagrody Nobla Elinor Ostrom, ale chociaż jest bardzo podziwiana w całej dyscyplinie, rzadko jest naśladowana. Zamiast tego, w centrum politologii najczęściej znajduje się państwo — a przynajmniej jego skuteczny organ, rząd — celowo zorganizowana konstrukcja (nawet jeśli, jak sugerował Hayek, na dłuższą metę jest bardziej produktem ludzkiego działania niż projekt ludzki).  

Oczywiście ludzie często mogą budować i ulepszać to, co jest spontanicznie zorganizowane. Regularnie wykorzystujemy ludzką intencjonalność do organizowania chemikaliów w bardziej wartościowe związki i struktury, a także możemy celowo manipulować biologią w celu poprawy zdrowia i tworzenia nowych odmian istniejących stworzeń. 

To, czy ekonomiści mogą naprawdę wykorzystać ludzką intencjonalność do poprawy spontanicznej organizacji rynków, jest być może bardziej kontrowersyjną kwestią, ale z pewnością jest wielu ekonomistów, którzy dokładają wszelkich starań, aby zidentyfikować rzekome wady samoorganizującej się wymiany i zaproponować intencjonalne — centralnie planowane i kierowane — ulepszenia. 

Natomiast politolodzy rzadko zaczynają od choćby odrobiny szacunku dla zdolności samoorganizacji ludzi. Mogą uznać małe jednostki plemienne za wczesną i organiczną formę organizacji ludzkiej, ale nie uważają ich za istotne dla rozwoju teorii politycznej w ogóle. Nie podzielają też szacunku ekonomistów dla spontanicznego porządku dobrowolnej wymiany.

Zbyt często, przynajmniej w sposób dorozumiany, zgadzają się z Hobbesem – bez względu na to, jak bardzo mogą nie lubić teorii umowy społecznej w ogóle – że społeczeństwo bezpaństwowe przerodzi się w chaotyczną anarchię, jeśli nie wojnę wszystkich ze wszystkimi, to nieuchronnie wyzysk słabych przez silnych. 

Tak więc w przeciwieństwie do chemików, biologów czy ekonomistów, politolodzy postrzegają centralną koncepcję swojej dyscypliny nie jako spontaniczny porządek, ale jako ukierunkowaną, celową konstrukcję. I uważają tę konstrukcję za niezbędną do zrozumienia porządku politycznego, czyli rządzenia.

Dlaczego tak jest, nie jest do końca jasne, ale sugeruję co najmniej dwa powody. Po pierwsze, ludzie są predysponowani do interpretowania świata przez pryzmat intencjonalności, a nie nieukierunkowanych, spontanicznych procesów. Naszym instynktem jest wierzyć, jak to określił fizyk Carl Sagan, w świat nawiedzony przez demony . Nawet nauki przyrodnicze potrzebowały czasu, by oderwać się od idei stworzenia przez kierującą inteligencję. 

Po drugie, od ponad dwóch tysiącleci państwo jest głównym ośrodkiem ludzkiej organizacji. Prawdopodobnie nie jest bardziej centralny dla ludzkiej organizacji niż dobrowolna wymiana, ale jest bardziej widoczny i, wracając do punktu pierwszego, lepiej pasuje do naszych predyspozycji do patrzenia na świat przez pryzmat intencjonalności. 

Wraz z tym wielu politologów wchodzi do tej dyscypliny, ponieważ dostrzega głębokie problemy społeczne, ale — podobnie jak ekonomiści, którzy martwią się niedoskonałą konkurencją — na ogół widzą rozwiązania tylko w kategoriach intencjonalności i działań państwa.

Politolodzy często stają się ekspertami w zakresie różnych projektów państw, aprobowanej i realizowanej przez państwo polityki publicznej lub celowego organizowania członków społeczeństwa w celu uzyskania kontroli nad aparatem państwa. Ale rzadko świadomie kwestionują samo państwo.

Mogą to zrobić w sposób dorozumiany. Prawdopodobnie większość teorii politycznych jest ukierunkowana na różne sposoby nie tylko na wyjaśnienie, ale i uzasadnienie państwa. Być może jest to ciche uznanie jego problematycznej natury. Z pewnością jest to uznanie, że państwo nie jest naturalne w sensie bycia z ludzkością od jej powstania, a zatem jako innowacja wymaga wyjaśnienia. Ale teoria polityczna rzadko kwestionuje samo państwo. Początkowe założenie jest takie, że jest to w jakiś sposób uzasadnione, że ma kluczowe znaczenie dla ludzkiej organizacji, dlatego większość teorii politycznych jest akcją tylną chroniącą przed groźbą anarchii, czyli spontanicznego porządku.

Ale politolodzy powinni być mniej optymistyczni w stosunku do samej koncepcji państwa i bardziej otwarci na koncepcję rządzenia przez spontaniczny porządek. A to dlatego, że organizacja niepaństwowa wiąże się z mniejszym przymusem.

Spontaniczne zarządzanie zależy od dobrowolnego działania i niewielkiego przymusu. Prawa własności pierwotnie powstały nie w wyniku cesji rządowej, ale w wyniku zbiorowej i nieukierunkowanej umowy społecznej. Pokojowe rozstrzyganie sporów było często osiągane dzięki temu, że przeciwne strony zgadzały się na mediację przez jakąś wzajemnie szanowaną osobę trzecią. Kara, choć czasami brutalna, była często wykonywana po prostu przez odwrócenie się od strony popełniającej przestępstwo lub odmowę dobrowolnego zrzeszania się z nią, co było surową karą, ale samo w sobie nie było przymusem.

W przeciwieństwie do tego, zasadniczą naturą państwa jest przymus lub przemoc, jak to jasno ujął Max Weber . Jego początki są przesiąknięte przymusem, niezależnie od tego, czy przyjmiemy teorię ograniczeń Roberta Carneiro , teorię stacjonarnych bandytów Mancura Olsona , czy też wiarygodne twierdzenie, że państwa powstały jako środek kontrolowania populacji poprzez kontrolę nadwyżek rolnych. Nawiasem mówiąc, wszystkie te teorie są ze sobą kompatybilne. 

Pojmowana jako zasadniczo brutalna instytucja – a definicja Webera pozostaje dominującą w tej dyscyplinie – powinno być szokujące, że politolodzy skupiają się na tej dyscyplinie. Gdyby skupili się na nim jako na obiekcie zainteresowania tylko dlatego, że istnieje, a — przynajmniej na razie — wydaje się to nieuniknione, to centralne miejsce byłoby bardziej uzasadnione. Ale dyscyplina skupia się na tym nie tylko jako na rzeczy, która istnieje i ma niezwykle ważne implikacje, ale normatywnie jako na dobrej rzeczy. 

Przymusu, jeśli jest to konieczne, nigdy nie należy postrzegać jako czegoś lepszego niż drugorzędne rozwiązanie, które należy zastosować tylko w przypadku niepowodzenia w osiągnięciu eudobrowolnych rozwiązań krytycznych problemów społecznych, które bezsprzecznie muszą zostać rozwiązane. Oczywiście zakłada to, że istnieją takie przypadki, co samo w sobie jest dyskusyjne.

Jednak dla większości politologów państwo i jego środki przymusu nie są postrzegane jako z natury moralnie problematyczne. Zamiast tego pośrednio postrzegają państwo jako ludzki triumf, największe narzędzie do rozwiązywania problemów, jakie ludzkość kiedykolwiek opracowała. I machają ręką na obawy dotyczące przymusu za pomocą dymnych i lustrzanych argumentów na temat zgody.

Nieważne, że nikt nie podpisuje dokumentu oznaczającego świadomą zgodę, że zgoda może być logicznie ograniczona do zestawu konkretnych celów państwa, a nie innych, lub że nie ma skutecznej drogi wycofania rzekomej „dorozumianej” zgody co najmniej od jakiś stan. Domniemywa się, że nawet osoba, która konsekwentnie głosowałaby przeciwko wszelkiej polityce państwa i, jeśli to dozwolone, „żadnej z powyższych” na rzecz urzędników publicznych, wyraziła zgodę, jedynie poprzez swój udział, co przewrotnie oznacza, że ​​sprzeciw wobec państwa dowodzi zgody na to.

Tego właśnie politolodzy uczą swoich studentów jako istoty teorii politycznej, że państwo jest, poprzez taki czy inny argument, z natury legitymizowane. Pomimo tego, że opiera się na przemocy, odmawiają nauczania prawdziwie krytycznego spojrzenia na państwo. Nauczą krytycznej analizy tego czy innego państwa, konstrukcji poszczególnych państw oraz tego, kto z powodzeniem kontroluje aparat państwa iw jaki sposób, ale nie będą uczyć sceptycyzmu wobec samej koncepcji państwa.  

Zasadniczo przymusowa natura państwa sama w sobie jest wystarczająco zła, ale towarzyszący temu jest sposób, w jaki ta przymusowa władza wpływa i przyciąga tych, którzy chcą nią dzierżyć. Jak powiedział autor JRR Tolkien , praca polegająca na kierowaniu innymi jest niewłaściwą pracą nawet dla świętych. Najbardziej znanym stwierdzeniem o niebezpieczeństwie władzy jest twierdzenie Lorda Actona , że ​​władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie. Ale pisarz Frank Herbert miał jeszcze więcej racji, kiedy napisał , że „wszystkie rządy borykają się z powtarzającym się problemem: władza przyciąga patologiczne osobowości. Nie chodzi o to, że władza korumpuje, ale o to, że przyciąga przekupnych”.

Atrakcyjny charakter tej siły przymusu jest nieodłącznym i niemożliwym do wyeliminowania niebezpieczeństwem. Zdeprawuje świętych i będzie nie do odparcia dla tych, którzy szukają władzy nad innymi dla niej samej. I to niezależnie od tego, jak zaprojektujemy instytucje, określimy ich uprawnienia, czy uporządkujemy proces wyboru naszych szefów.

Być może jedną z najmroczniejszych tajemnic politologów, o której z pewnością wiedzą prawie wszyscy, ale niewielu mówi o tym publicznie, jest to, że patologiczny poszukiwacz władzy zawsze ma przewagę konkurencyjną nad świętym. Jest gotów zrobić wszystko, złożyć każdą fałszywą obietnicę, powiedzieć każde kłamstwo, udawać, że jest kimkolwiek i wszystkim, aby zdobyć władzę, podczas gdy świętego ograniczają przynajmniej niektóre wartości i zasady. 

Fałszywe obietnice przybierają formę powoływania się wyłącznie na dobre intencje, chęć dbania o dobro wspólne, reprezentowania nas, narodu. Ale te twierdzenia funkcjonują, używając trafnego sformułowania Vincenta Ostroma , jako kryptoimperializm. Ukrywają prawdziwy cel kontrolowania społeczeństwa, często rzekomo dla dobra ludzi, wprowadzanych w błąd dzieci, którymi są, ale zawsze dla zadowolenia szefa.

Politolodzy czują się bardzo nieswojo z myślą, że nie ma dobra wspólnego, że nie ma spójnego publicznego porządku preferencji, gdy istnieje wiele opcji politycznych, wiele wymiarów kwestii i wiele jednostek z własnymi porządkami preferencji. Twierdzenie Arrowa o niemożliwości , o ile jest w ogóle znane, może być najbardziej pogardzaną koncepcją w tej dyscyplinie. Chociaż niewielu otwarcie wierzy w russowską koncepcję dobra wspólnego, wygodniej jest się jej trzymać. W końcu uważamy się za dobrych ludzi, inteligentnych, wykształconych i mających dobre intencje, więc z pewnością prawdziwe dobro publiczne jest synonimem naszych własnych ideałów.

Być może najmniej ze wszystkich politolodzy zastanawiają się nad możliwością, że ich wyobrażone dobre rozwiązania mogą pójść bardzo źle. Wszyscy znają prawo niezamierzonych konsekwencji i wyzwania związane z wdrażaniem polityki, ale rzadko, jeśli w ogóle, obwiniają ich ideały lub program. Przeciwnie, w ich mniemaniu wina leży zawsze po stronie ludzi, których chcą kontrolować. Gdyby tylko zrobili to, co uważamy za słuszne, gdyby tylko nie wykorzystali luk tkwiących w naszym projekcie polityki, moje ideały sprawdziłyby się znakomicie.  

Jak na grupę badającą ludzką organizację, są niewybaczalnie nierozważni wobec przestrogi Adama Smitha dotyczącej „człowieka systemu”, który nie widzi, że jednostki koniecznie mają swoje własne zasady ruchu, a nie tylko te, które narzuciłby im planista. Dla większości politologów właśnie ta indywidualność, ten niezależny cel ruchu jest najbardziej irytującym faktem ludzkości. 

Ostatecznie istnieje tylko jedno usprawiedliwienie dla państwa, a usprawiedliwienie to jest kolejnym dowodem na wrodzoną niegodziwość instytucji. Po utworzeniu państwa jego struktura organizacyjna zapewnia mu przewagę konkurencyjną nad mniej hierarchicznie zorganizowanymi społeczeństwami wokół niego.

Gdyby ta przewaga konkurencyjna polegała tylko na rozkwicie ludzkości, państwo mogłoby mieć bardziej wiarygodne roszczenia do legitymizacji. Ale dowody wskazują, że pochodzenie państw było skorelowane z gorszymi wynikami dla zwykłych ludzi, w tym krótszą średnią długością życia i przymusową pracą.

Prawdziwa przewaga konkurencyjna państwa tkwi w działaniach wojennych. Gdy w pobliżu powstanie państwo, jedyną obroną jest własne państwo. 

Stan jest więc suboptymalną równowagą. A natura równowagi polega na tym, że się trzymają, przy braku jakiejś zmiany w naturze gry. Tak więc wobec braku znacznego stopnia dalszej ewolucji społecznej — ewolucji, która wymagałaby faktycznego wyeliminowania ludzkiego pragnienia kontrolowania innych — utknęliśmy w państwie; nigdy nie zgaśnie.

Jak wspomniano powyżej, samo to czyni państwo godnym dalszych intensywnych badań politologów. Powinny one jednak, jako dyscyplina, wyjść poza badanie porównawczej państwowości. Powinni porzucić wszelkie ideały skoncentrowane na państwie lub ideę, że państwo można udoskonalić, a nawet ulepszyć na tyle, aby stało się zasadniczo dobre. Z pewnością powinni uczyć się, jak poprawić najgorsze aspekty państwa. Co więcej, powinni krytycznie zbadać naturę i podstawy samego państwa, a nie tylko tego czy innego państwa, i powinni starać się maksymalizować stopień, w jakim możemy zastąpić państwo alternatywnymi formami ludzkiej organizacji, dążąc do posiadania rządzenia bez rządu zawsze i wszędzie, gdzie to możliwe. 

Wtedy byłaby to dyscyplina zbudowana na uczciwości moralnej, dyscyplina, z której warto być dumnym. Do tego czasu dyscyplinę nauk politycznych należy postrzegać jako całkowicie współwinną przemocy państwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Błyskawica w Operacji „Pedestal”,czyli największa bitwa morska w ochronie konwoju na Maltę w II Wojnie Światowej.

Jak to widzą w Ameryce. Czy niższa inflacja zatrzyma podwyżki stóp?

DOGE poważnie podchodzi do wojny z państwem administracyjnym