Skupianie się wyłącznie na „tworzeniu miejsc pracy” może wyrządzić więcej szkody niż pożytku
Skupianie się wyłącznie na „tworzeniu miejsc pracy” może wyrządzić więcej szkody niż pożytku
Nieustannie jesteśmy bombardowani przez polityków deklarujących znaczenie „tworzenia miejsc pracy” w gospodarce. Regularnie obserwujemy inicjatywy rządowe, takie jak projekty robót publicznych, programy „stymulacyjne” i dotacje rządowe uchwalane pod pozorem tworzenia miejsc pracy.
Mówiąc najprościej, polityka, której jedynym celem jest maksymalizacja liczby miejsc pracy, mija się z celem. Prawdziwy nacisk należy położyć na maksymalizację produkcji.
Po co skupiać się na maksymalizacji produkcji, a nie miejsc pracy? Ponieważ wzrost produktywności jest tym, co zwiększa bogactwo i poprawia standard życia dla wszystkich.
Adam Smith opisał bogactwo jako „roczny produkt ziemi i pracy społeczeństwa”. Ten „produkt” to w najprostszym ujęciu to, co zaspokaja ludzkie potrzeby i pragnienia.
Krótko mówiąc, bogactwo można opisać jako obfitość przedmiotów o wartości ekonomicznej. Zauważ, że bogactwo to nie obfitość pieniędzy czy miejsc pracy.
Pieniądz jest narzędziem wymiany, posiadanie „mnóstwa” pieniędzy zależy tylko od ilości towarów dostępnych do wymiany za te pieniądze. Jeśli masz górę dolarów, ale w społeczeństwie jest ledwie wystarczająca ilość „produktów”, aby uchronić cię przed śmiercią głodową, nie jesteś bogaty.
Co więcej, społeczeństwo może mieć „pełne zatrudnienie” i być skrajnie biedne. Pomyśl o krajach trzeciego świata lub bardziej prymitywnych czasach w historii, gdzie praktycznie każdy musiał harować od świtu do zachodu słońca, aby wyprodukować wystarczająco dużo, aby przetrwać następny dzień.
Celem, zamiast skupiania się wyłącznie na miejscach pracy, jest skupienie się na produktywności i tworzeniu bogactwa, które ona przynosi.
Samo „tworzenie miejsc pracy” to za mało
Steven Horwitz, nieżyjący już ekonomista z St. Lawrence University napisał kiedyś : „Tworzenie miejsc pracy jest łatwe, ale nie ma z czego być dumnym. W rzeczywistości niszczenie miejsc pracy jest prawdziwą drogą do bogactwa”.
Ten cytat prof. Horwitza rzuca światło na to, jak błędne może być skupianie się wyłącznie na pracy. Musimy pamiętać, że praca jest dochodem dla pracownika, ale kosztem dla pracodawcy.
Na przykład zatrudnianie dziesięciu pracowników do wykonywania pracy, którą mogłoby wykonać pięciu, marnuje ograniczone zasoby. Wiele programów rządowych zaprojektowanych w celu „tworzenia miejsc pracy” właśnie to robi. Ich celem jest maksymalizacja liczby pracowników zaangażowanych w projekt, a nie jak najefektywniejsze wytwarzanie towarów i usług.
Politykom łatwo jest wykorzystywać pieniądze podatników do finansowania „programów zatrudnienia”, które dają ludziom pracę, ale to nie pomaga gospodarce, a wręcz może spowolnić wzrost gospodarczy.
Aby zrozumieć dlaczego, możemy zacząć od przypomnienia sobie prawa kosztów alternatywnych. Kiedy rząd wykorzystuje dolary podatników do zatrudniania ludzi przy projektach rządowych, te dolary podatkowe są usuwane z prywatnej gospodarki, a tym samym skutkują mniejszymi inwestycjami prywatnych przedsiębiorstw. A ponieważ prywatni inwestorzy są zmotywowani do efektywnego wydawania pieniędzy w celu zaspokojenia potrzeb konsumentów, prawdopodobne jest, że program rządowy wyda pieniądze mniej produktywnie, niż gdyby pozostawiono je w rękach sektora prywatnego.
Ponadto zatrudnianie większej liczby osób niż jest to konieczne obniża produktywność. Niższa produktywność oznacza, że przy danej ilości zasobów wytwarza się mniej towarów i usług o wartości ekonomicznej. Po prostu skupienie się na „tworzeniu” maksymalnej liczby miejsc pracy może zaszkodzić produktywności, która zmniejsza obfitość dóbr o wartości ekonomicznej.
Pomimo pojawienia się większej liczby zatrudnionych osób, jeśli w centrum uwagi znajdują się miejsca pracy, a nie produktywność, nasz standard życia ulega pogorszeniu.
Zniszczenie wszystkich traktorów w kraju „stworzyłoby” być może miliony miejsc pracy w rolnictwie. Ale wymaganie znacznie większej liczby pracowników do wytworzenia tej samej ilości produkcji byłoby znacznie mniej wydajne i jako takie stanowiłoby obciążenie dla gospodarki. I mniej siły roboczej byłoby dostępne dla zaspokojenia innych potrzeb i pragnień społecznych.
Jak dodał Horwitz: „Najzdrowsze gospodarki to te, które konsekwentnie niszczą miejsca pracy, wynajdując nowe i lepsze sposoby zaspokajania istniejących ludzkich potrzeb przy coraz mniejszej ilości siły roboczej, jednocześnie uwalniając innych pracowników, aby zaspokajali nowe potrzeby, o których jeszcze się nie śniło”.
Kto wyprodukuje „Następną wielką rzecz”?
Innym ważnym czynnikiem, o którym należy pamiętać, jest to, że ludzkie potrzeby znacznie przewyższają ograniczone zasoby dostępne do ich zaspokojenia. Nawet gdy ludzie tracą pracę z powodu wzrostu produktywności – zawsze jest więcej konsumentów, których chce zaspokoić. Nawet takie, o których konsumenci jeszcze nie wiedzą.
Jeśli zbyt wielu pracowników jest zatrudnianych w obecnych sposobach produkcji w wyniku polityki rządu mającej na celu „tworzenie miejsc pracy”, nie będzie dostępnych pracowników do odkrywania i wytwarzania nowych i innowacyjnych produktów.
Pokolenie temu praktycznie nikt nie mógł sobie wyobrazić maszyny mieszczącej się w dłoni, która może robić zdjęcia, wysyłać wiadomości błyskawiczne na całym świecie i umożliwiać surfowanie po Internecie.
Ale najwyraźniej smartfony zaspokajają zapotrzebowanie konsumentów na natychmiastową komunikację i informacje, zapotrzebowanie, które nie istniało kilka dekad temu. Wprowadzenie tych urządzeń na rynek wymagało wizji przedsiębiorcy i zasobów, takich jak siła robocza uwolniona z innych linii produkcyjnych dzięki wzrostowi produktywności.
Podsumowując, tworzenie miejsc pracy jest produktem ubocznym rozwijającej się gospodarki i struktury produkcji, ale polityka publiczna nie powinna koncentrować się wyłącznie na tworzeniu lub zachowywaniu miejsc pracy – taka polityka może przynieść efekt przeciwny do zamierzonego. Zamiast tego polityka publiczna powinna dążyć do umożliwienia przedsiębiorcom inwestowania w poprawę produktywności i upewniać się, że nie tworzy zachęt, które zniechęcają do akumulacji kapitału zwiększającego produktywność.
W swojej książce Ekonomia w jednej lekcji ekonomista Henry Hazlitt podsumował pogląd, że pełne zatrudnienie nie oznacza dobrobytu i że prawdziwym motorem dobrobytu jest wzrost produktywności, prowadzący do większej obfitości towarów i usług w celu zaspokojenia potrzeb jednostek.
„Prymitywne plemiona są nagie”, napisał, „i nędznie wyżywione i zakwaterowane, ale nie cierpią z powodu bezrobocia… Prawdziwym pytaniem nie jest, ile milionów miejsc pracy będzie w Ameryce za dziesięć lat, ale ile wyprodukujemy i jaki w konsekwencji będzie nasz standard życia?”
Komentarze
Prześlij komentarz