Przejdź do głównej zawartości

Myth America: Nasze fakty są prawdziwymi faktami. Zaufaj nam.

 Myth America: Nasze fakty są prawdziwymi faktami. Zaufaj nam.

Michaela J. Dumy Czas czytania: minut

Wtej nowej książce Myth America: Historycy zmierzą się z największymi legendami i kłamstwami o naszej przeszłości, współredaktorzy Julian Zelizer i Kevin Kruse zebrali zespół znanych historyków akademickich, aby pomóc opinii publicznej oddzielić fakt historyczny od historycznego fałszu. Dla tych, którzy znają współredaktorów, nie będzie zaskoczeniem, że wszystkie dwadzieścia kłamstw, mitów i legend zidentyfikowanych w książce to rzekomo konserwatywne poglądy na historię, w tym mit, że Stany Zjednoczone nie są lub nigdy nie były imperium , pomysł, że kiedy zaczęło się europejskie osadnictwo na wschodnim wybrzeżu, było niewielu rdzennych Amerykanów, a imigranci są częścią „wrogiej inwazji”. Redakcja ma szlachetne życzenie, aby wszyscy zgadzali się co do faktów historycznych, co, jak piszą, „umożliwia konstruktywny dialog”. Ale historia to niekończąca się dyskusja, a historycy rzadko zgadzają się w wielu kwestiach.

Jak w każdym zbiorze esejów, niektóre wkłady do tego tomu są silniejsze niż inne, i zgadzam się, że większość zidentyfikowanych błędów historycznych to rzeczywiście błędy, ale wątpię, czy niektóre z nich są „największymi legendami i kłamstwami” o naszej przeszłości, jak głosi podtytuł książki. Czy na przykład mit, że termin „America First” nie ma rasistowskich i faszystowskich korzeni, jest rzeczywiście jednym z dwudziestu największych kłamstw i legend? A co z mitem, że „rewolucja Reagana” była w rzeczywistości rewolucją? Włączenie rozdziałów poświęconych takim tematom z pewnością odzwierciedla tendencję do aktualności. 

O ile wiem, autorzy ani razu nie wskazują na wybitnych konserwatywnych historyków, którzy wyznają poglądy, które nazywają mitami, kłamstwami i legendami. Zamiast tego każdy z tych mitów, kłamstw i legend jest przedstawiony w formie cytatu lub przykładu pochodzącego od ludzi takich jak Rick Santorum czy Donald Trump, z pewnością nie czołowych amerykańskich umysłów historycznych. Żaden z tematów nie jest identyfikowany jako złożona debata historiograficzna, z jakimikolwiek rozsądnymi głosami sprzeciwu. 

Redaktorzy i współpracownicy nie definiują różnicy między kłamstwem, mitem a legendą i być może jest to dobra strategia retoryczna dla tego rodzaju książki. Kłamstwo zakłada przebiegłą intencję. Jednak mit lub legenda może odzwierciedlać jedynie pewien rodzaj ignoranckiej inercji wykraczającej poza opowieść. Nie określając, czy interpretacja przeszłości jest mitem, kłamstwem czy legendą, autorzy mogą pozwolić czytelnikom zdecydować, czy historia opowiadana przez konserwatystów o przeszłości jest celowo i złośliwie błędna, czy po prostu błędna. 

Autorzy uważają, ogólnie rzecz biorąc, że zabijają smoki, ale częściej wydaje się, że są to tylko obalanie słomianych ludzi. Weźmy na przykład próbę Naomi Oreskes i Erika M. Conwaya obalenia rzekomego mitu, że „rynek to magia”. Obracam się w całkiem prorynkowych kręgach i nigdy nie spotkałem się z takim sformułowaniem ani z kimś, kto by w to uwierzył. Większość zwolenników rynku uważa, że ​​działania rynkowe są generalnie lepsze niż działania rządu, ale rynki nie mogą rozwiązać wszystkich problemów. Ogólny pogląd jest taki, że rynek nie prowadzi i nie może urzeczywistniać utopii, ale mimo to jest najlepszą opcją. Orekses i Conway sprzeciwiają się poglądowi, że „wolność gospodarcza była [tak samo] centralna dla struktury narodu amerykańskiego jak wolność polityczna i obywatelska, że ​​rynki gwarantują tę wolność, i że wszelkie ograniczenia ekonomiczne w biznesie stanowią ogólne zagrożenie dla wolności”. Podążają za tym, mówiąc: „Prawda jest taka, że ​​rządy amerykańskie zawsze były zaangażowane w zarządzanie, a czasami nawet kierowanie życiem gospodarczym narodu, a wolność gospodarcza nie gwarantuje wolności politycznej”. Każdy student logiki pierwszego roku powinien zauważyć tę niezgodność. To, czy rządy były zaangażowane w rynki, czy nie, nie ma znaczenia dla argumentu, że wolność gospodarcza jest centralna w historii Ameryki, ani że wolność ekonomiczna jest nierozerwalnie związana z wolnością polityczną. To wcale nie jest stanowisko historyczne, ale polityczne. Historyczne „jest” nie przekłada się tak łatwo na etyczne „powinien”. „Prawda jest taka, że ​​rządy amerykańskie zawsze były zaangażowane w zarządzanie, a czasem nawet kierowanie życiem gospodarczym narodu, a wolność gospodarcza nie gwarantuje wolności politycznej”. Każdy student logiki pierwszego roku powinien zauważyć tę niezgodność. To, czy rządy były zaangażowane w rynki, czy nie, nie ma znaczenia dla argumentu, że wolność gospodarcza jest centralna w historii Ameryki, ani że wolność ekonomiczna jest nierozerwalnie związana z wolnością polityczną. To wcale nie jest stanowisko historyczne, ale polityczne. Historyczne „jest” nie przekłada się tak łatwo na etyczne „powinien”. „Prawda jest taka, że ​​rządy amerykańskie zawsze były zaangażowane w zarządzanie, a czasem nawet kierowanie życiem gospodarczym narodu, a wolność gospodarcza nie gwarantuje wolności politycznej”. Każdy student logiki pierwszego roku powinien zauważyć tę niezgodność. To, czy rządy były zaangażowane w rynki, czy nie, nie ma znaczenia dla argumentu, że wolność gospodarcza jest centralna w historii Ameryki, ani że wolność ekonomiczna jest nierozerwalnie związana z wolnością polityczną. To wcale nie jest stanowisko historyczne, ale polityczne. Historyczne „jest” nie przekłada się tak łatwo na etyczne „powinien”. To, czy rządy były zaangażowane w rynki, czy nie, nie ma znaczenia dla argumentu, że wolność gospodarcza jest centralna w historii Ameryki, ani że wolność ekonomiczna jest nierozerwalnie związana z wolnością polityczną. To wcale nie jest stanowisko historyczne, ale polityczne. Historyczne „jest” nie przekłada się tak łatwo na etyczne „powinien”. To, czy rządy były zaangażowane w rynki, czy nie, nie ma znaczenia dla argumentu, że wolność gospodarcza jest centralna w historii Ameryki, ani że wolność ekonomiczna jest nierozerwalnie związana z wolnością polityczną. To wcale nie jest stanowisko historyczne, ale polityczne. Historyczne „jest” nie przekłada się tak łatwo na etyczne „powinien”. 

Raz po raz historycy, którzy dużo wiedzą na swój temat, są podatni na popełnianie błędów filozoficznych. Erik M. Rauchway, wzorując się na Harrym Frankfurcie, nazywa mit o porażce Nowego Ładu „bzdurą”. Pisze, że „Ten mit może okazać się najbardziej zgubny, a nawet katastrofalny w całej historii ludzkości”. (142) Naprawdę? Czy to coś więcej niż zaprzeczanie Holokaustowi, Hołodomorowi czy ludobójstwu Ormian? Czy jest większy niż mit aryjskiej supremacji lub dobroczynność Stalina? Nawet ograniczając się do historii Ameryki, w tym tomie brakuje wielu mitów historycznych: mitów antykatolickich, spisków z 11 września lub mitów narodzin Obamy. W każdym razie argumentem Rauchwaya jest to, że gospodarka amerykańska rozwijała się podczas Nowego Ładu, a zatem Nowy Ład był odpowiedzialny za wzrost gospodarczy. Ale potem krótko rozpoznaje w swojej analizie problem epistemologiczny, problem przyczyny i skutku. Twierdzi więc, że przynajmniej Nowy Ład nie zapobiegł ożywieniu. Pisze: „Nie możemy koniecznie powiedzieć, opierając się na informacjach [historycznych], że Nowy Ład sprzyjał temu ożywieniu. Ale możemy powiedzieć, że nawet jeśli – używając sformułowania Grassly'ego – New Deal osłabił wzrost gospodarczy, nie osłabił go wystarczająco, aby zapobiec niezwykle szybkiemu tempu wychodzenia z Wielkiego Kryzysu”. Jest to rozszerzony błąd logiczny. Historycy, podobnie jak komentatorzy sportowi, splatają narracje, aby nadać światu sens. W futbolu uniwersyteckim, jeśli drużyna miała 6 zwycięstw i 6 porażek w jednym roku, następnie zatrudniła nowego trenera, a następnie miała 10 zwycięstw i 2 porażki w następnym roku, można argumentować, że nowy trener był odpowiedzialny za zmianę drużyny. Ale niekoniecznie tak jest. Być może nowy trener był faktycznie znacznie gorszy od poprzedniego, ale drużyna po prostu grała lepiej w drugim roku, albo miała słabszy terminarz, albo miała szczęście i wygrywała więcej meczów. Podobnie, w historii gospodarczej, po prostu nie wynika z tego, że kiedy kogut pieje, słońce wschodzi, ani że kiedy plan A zostaje wprowadzony w życie i gospodarka się poprawia, to plan A był odpowiedzialny.

Podobny charakter ma rozdział dotyczący mitu upadku Wielkiego Społeczeństwa. Weź duży, złożony temat historyczny, taki jak Nowy Ład lub Wielkie Społeczeństwo, a następnie zapytaj, czy był dobry, czy zły, czy odniósł sukces, czy nie. Ale czy pytanie, czy coś tak wielkiego i tak złożonego jak New Deal „nie powiodło się, czy się powiodło”, jest w ogóle właściwym pytaniem? Czy jest to coś, na co można odpowiedzieć twierdząco? Co więcej, dlaczego pogląd przeciwny należy nazywać mitem, legendą lub kłamstwem. To tak, jakby nie było już możliwe istnienie konkurencyjnych, szanowanych poglądów historycznych, w których nie przypisujemy kłamstwa. Czy interpretacja Wielkiego Kryzysu przez Miltona Friedmana jest mitem, kłamstwem, legendą lub czymś innym, jak być może godną szacunku próbą wyjaśnienia przeszłości? Wydaje mi się, że ten styl pisania nie jest historią,per se , ale polityka, a nawet antyhistoria, o ile zniechęca ludzi do zadawania trudnych pytań i rozważania wielu perspektyw. 

W rzeczywistości ta książka jest raczej pouczająca, jak założyć słomianego człowieka. Po pierwsze, zaproponuj, że istnieje absolutnie sztywne i twarde stanowisko. Następnie znajdź garść przeciwnych przykładów, aby obalić ten rzekomo wielki mit. Idź za przykładem Geraldo Cadavy i zasugeruj, że niektórzy ludzie wierzą, że południowa granica jest tylko miejscem bezprawia i występku. Lub, jak Glenda Gilmore, argumentuj, że niektórzy ludzie uważają, że przemoc policyjna jest odpowiedzią na przemoc sąsiedzką, a następnie podaj kilka przykładów, kiedy przemoc sąsiedzka zaczęła się z powodu przemocy policyjnej. Pracuję z filozofami, a filozofowie pracują z argumentami. Historycy wciąż muszą się wiele nauczyć od filozofów, jak konstruować dobre argumenty. Aby tania historia polityczna zjednoczyła prawdziwych wyznawców, argumenty ze słomy są w porządku.

Ta książka łączy mity prorynkowe z mitami rasistowskimi, a niektóre oczywiste błędy historyczne traktuje na równi z uzasadnionymi historiograficznymi debatami na temat przeszłości. Współredaktorzy twierdzą, że „znajomość i zrozumienie naszej historii to jedyna droga do bardziej demokratycznej przyszłości”. To brzmi dobrze, ale w ścisłej interpretacji, czy ktoś w to w ogóle wierzy? 

Współredaktorzy, podobnie jak postępowi pedagodzy sto lat temu, wierzą, że gdyby tylko Amerykanie zgodzili się co do faktów, moglibyśmy prowadzić owocne dyskusje o tym, jak iść naprzód. Ale żaden filozof historii w ciągu ostatnich stu lat nie zgodziłby się, że fakty istnieją niezależnie od interpretacji. W końcu kto ustala, jakie są fakty? Jeśli historia nie jest debatą o faktach, to nie jest historią. Kiedy postrzegasz poglądy swoich przeciwników jako same kłamstwa, mity i legendy, może to powiedzieć więcej o sposobie, w jaki angażujesz się w opozycję, niż o treści ich argumentów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Błyskawica w Operacji „Pedestal”,czyli największa bitwa morska w ochronie konwoju na Maltę w II Wojnie Światowej.

Jak to widzą w Ameryce. Czy niższa inflacja zatrzyma podwyżki stóp?

Bohdan Wroński Wspomnienia płyną jak okręty