„Możesz mi zaufać”: Oszuści, nigeryjscy książęta i polityczni naciągacze
„Możesz mi zaufać”: Oszuści, nigeryjscy książęta i polityczni naciągacze

Niedawno na Facebooku atrakcyjna młoda kobieta – tak przynajmniej wnioskuję ze zdjęcia dołączonego do jej wiadomości – poprosiła mnie, abym przyjął ją jako przyjaciela na Facebooku. Zapewnia mnie, że jest pozytywnie zauroczona wiadomościami, które regularnie zamieszczam na tym portalu społecznościowym. I dlatego naprawdę, naprawdę chce mnie lepiej poznać. (Podpowiedź! Podpowiedź!) Jakie mam szczęście, że jestem mężczyzną po sześćdziesiątce, że przyciągam wzrok i wzbudzam zainteresowanie pięknej młodej kobiety! Kto wie, jakie rozkosze mnie czekają, jeśli się z nią zaprzyjaźnię?!
Ta „prośba o dodanie do znajomych” przypomniała mi o wielu e-mailach, które ja (podobnie jak wielu innych) otrzymywałem przez lata, obiecując mi natychmiastowe bogactwo w zamian za pomoc niewinnej osobie z kraju trzeciego świata w ucieczce przed niesprawiedliwością. Dla zabawy zachowałem jeden z tych e-maili, który pochodzi z listopada 2011 r. Oznaczony jako „PILNE”, pochodzi od pewnego Mitchella Joya. Chociaż nigdy wcześniej nie słyszałem o panu Joyu, napisał do mnie ze swojego domu w Ghanie, zapewniając, że zna mnie jako człowieka o nienagannym charakterze. Pan Joy, niestety, rozpaczliwie potrzebował mojej pomocy. Ale sprawi, że będzie warto. Zapewnił mnie, że razem możemy być dla siebie nawzajem bardzo pożyteczni.
Pan Joy, jak widać, niedawno tragicznie stracił swojego świętego ojca, Colemana, który był odnoszącym sukcesy i uczciwym biznesmenem wartym dziesiątki milionów dolarów amerykańskich. Ale nikczemny rząd Ghany groził zablokowaniem panu Joyowi dostępu do pieniędzy Papy Colemana. Pan Joy oczywiście desperacko chciał jak najszybciej wydostać te fundusze z Ghany, zanim zostaną skonfiskowane jemu i jego rodzinie i stracone dla nich na zawsze.
To właśnie ja miałem wkroczyć. Po zapewnieniu mnie przez pewnych anonimowych godnych zaufania ludzi o mojej uczciwości, pan Joy chciał wykorzystać moje konto w banku amerykańskim jako środek ucieczki dla swoich 25 milionów dolarów. Wszystko, co musiałem zrobić, to wysłać panu Joyowi nazwę i numer rozliczeniowy mojego banku oraz numer mojego rachunku bieżącego. W ciągu kilku dni miało zostać zdeponowanych na nim 25 milionów dolarów, z czego połowę miałem przelać panu Joyowi, gdy przybędzie do USA w ciągu następnego roku. Pozostałe 12,5 miliona dolarów miałem zatrzymać jako sprawiedliwą zapłatę za moją dobroć i chęć zaufania i pomocy panu Joyowi.
Cóż za okazja! Stałem się bogaty, promując sprawiedliwość, trzymając chciwe łapy rządu Ghany z dala od aktywów, które prawnie należały do Mitchella Joya i jego rodziny.
Wydałbym swoje 12,5 miliona dolarów na zakup Mostu Brooklińskiego. Zapewniono mnie, że jest na sprzedaż.
Chociaż częstotliwość otrzymywania takich e-maili w ostatnich latach zmalała, nadal od czasu do czasu do mnie docierają. I chociaż szczegóły planów oddzielenia mnie od moich pieniędzy różnią się w zależności od e-maila, autorzy każdej z tych wiadomości twierdzą, że są obrońcami prawości, którzy, jeśli przyłączę się do ich sprawy, wzbogacą mnie materialnie.
Oczywiście, nie przychodzi mi do głowy, że „Mr. Joy” to ktoś inny niż podły oszust. Podobnie jak śliczna młoda nieznajoma na Facebooku. Kto ufa takim nieznajomym? Jaką łatwowierność musi mieć ktoś, żeby po przeczytaniu wiadomości takich jak ta od „Mr. Joy” pomyśleć: „Och, wow! Ta idealna nieznajoma chce mieć dostęp do mojego konta bankowego, żeby móc je zapełnić dużą ilością pieniędzy! Jakie mam szczęście!” Jaką idiotką musiałabym być, żeby uwierzyć, że atrakcyjna młoda dama jest tak zdesperowana, żeby znaleźć fizyczne towarzystwo, że musi je zdobyć, zaprzyjaźniając się na Facebooku z mężczyzną, którego nigdy nie spotkała i który jest wystarczająco stary, żeby być jej dziadkiem?
Na szczęście, dobry, stary amerykański zmysł koński sprawia, że niemal wszyscy Amerykanie natychmiast rozpoznają „Mr. Joys” tego świata jako oszustów. Wiadomości od „Mr. Joy” i jego legionów kolegów-oszustów są natychmiast usuwane. To samo dotyczy, jestem pewien, niemal wszystkich takich wiadomości na Facebooku od pięknych młodych kobiet, które wyznają swoje szczere pragnienie intymności ze starszymi mężczyznami.
Ale gdzie jest ten koński rozsądek w czasie wyborów? Wraz ze zbliżaniem się wyborów listopadowych, strony internetowe, telewizja, radio, gazety i lokalne ulice pękają w szwach od próśb zupełnie obcych ludzi, którzy proszą mnie, abym powierzył im swoje bogactwo i wolności.
„Głosuj na mnie, a uczynię twoje życie lepszym, budując więcej dróg do twojego użytku – i bez żadnych kosztów dla ciebie! Zgodnie z moim planem, tylko ludzie bogatsi od ciebie, którzy teraz nie płacą swojej sprawiedliwej części podatków, zapłacą za drogi!”
„Wybierz mnie, a poprawię Twoje samopoczucie, zmniejszając koszty opieki medycznej i podnosząc jej jakość!”
„Kiedy już dostanę się do Kongresu, będę pracować niestrudzenie dla was i wszystkich Wirginijczyków!”
Te reklamy telewizyjne i internetowe są również wypełnione klipami – oczywiście wyreżyserowanymi – kandydatów rozmawiających z dziećmi w wieku szkolnym, ściskających dłonie seniorom, słuchających z uwagą (zazwyczaj w kaskach) pracowników fabryk, współczujących zwykłym mieszkańcom miasta w lokalnej jadłodajni i grających w futbol dotykowy na piknikach społecznościowych. Mamy wierzyć, że ci kandydaci na urzędy są wyjątkowo wyjątkowymi i troskliwymi sługami innych. Mamy czuć pewność, że możemy powierzyć tym osobom władzę, a także dostęp do naszych portfeli.
Być może niektórzy politycy są rzeczywiście szczególnie troskliwymi i godnymi zaufania sługami społeczeństwa. Ale z pewnością nie powinniśmy zakładać, że ci ludzie są tak rzadkimi świętymi tylko dlatego, że mówią nam, że są tak rzadkimi świętymi. Nie wierzymy Mitchell Joys tego świata, gdy chwalą się nam swoją szczerością i godnością zaufania. Ani nie czujemy się dumni z siebie, gdy Mitchell Joys głaszczą nasze ego, mówiąc nam, że wiedzą, że jesteśmy niezwykle godni pochwały i godni. Wiemy, że Mitchell Joys kłamią jak z nut, próbując zwabić nas w pułapkę. I wiemy to samo o młodej blondynce o świeżej twarzy, która upiera się, że jest oczarowana postami jakiegoś starszego mężczyzny na Facebooku.
Nieznajomi proszący o numery kont bankowych różnią się pod pewnymi względami od nieznajomych proszących o głosy. Ale uderzają mnie podobieństwa. W obu przypadkach osoby, których nie znamy i które nie znają nas, starają się zdobyć nasze zaufanie, aby móc uzyskać nieograniczony dostęp do naszego bogactwa. W obu przypadkach nieznajomi proszący o nasze zaufanie ogłaszają, że istnieje między nimi a nami szczególna, osobista więź. I w obu przypadkach istnieją wszelkie powody, aby nie ufać tym proklamacjom.
Szkoda, że ten sam zdrowy rozsądek, który stanowczo i skutecznie radzi nam, abyśmy odrzucili „Mr. Joys” tego świata i chętne młode damy na Facebooku, porzuca tak wielu z nas w czasie wyborów.
Komentarze
Prześlij komentarz