Przejdź do głównej zawartości

Niechlujna utopia

 Niechlujna utopia

Oyster Harbor w Nowym Jorku, na początku długiego stulecia DeLonga.

Ekonomista z Berkeley, Brad DeLong, nienawidzi Friedricha Hayeka – jasno wynika z jego ogromnego, 536-stronicowego tomu pt. Slouching Towards Utopia: An Economic History of the Twentieth Century , powstającego od 25 lat. A to także kwestia poziomu stypendium, jakiego możemy się spodziewać. Kluczowymi składnikami tej politycznie skośnej, błędnej interpretacji „długiego” stulecia, czyli lat 1870–2010, są drwiny, obelgi i skrajne oceny wartościujące. Nie mniej jednak na pierwszych pięciu stronach Hayek zostaje zdegradowany do rangi „zwykłego” filozofa moralności i wyraźnie nazwany „niezwykłym idiotą”, by następnie wskrzesić go jako „geniusza” pod koniec rozdzierającej narracji DeLonga. Nikt się nie domyśla dlaczego.

Książka posuwa się naprzód, zawiera długie marginesy i akapity biograficzne postaci tak niepozornych jak człowiek, który wprowadził Hitlera do swojej partii politycznej. Najmilszą rzeczą, jaką można powiedzieć o czasami humorystycznych tyradach DeLonga, jest to, że podtytuł książki jest niewłaściwie umieszczony: To nie jest historia niczego ekonomicznego , ale polityczna i ideologiczna. 

Historia gospodarcza lat czterdziestych XX wieku obejmowałaby na przykład produkcję, wojenny zarząd rządu , finansowanie długiem i powojenną inflację . Uznałoby to za błędne założenie, jakoby duże wydatki rządowe w czasie wojny wyprowadziły pogrążone w kryzysie gospodarki z Wielkiego Kryzysu lat trzydziestych XX wieku. Zamiast tego DeLong przedstawia nudną, podręcznikową relację o podżeganiu wojennym Wielkiej Brytanii i Niemiec. To staroświecki typ historii „ mapy i rozdziały ” – ten arystokratyczny brytyjski styl badań akademickich, które skupiają się na wszystkich złych rzeczach (wojna, korespondencja dyplomatyczna, głosowanie czy polityka).

Zachodnie rządy lat międzywojennych – większe i bardziej inwazyjne niż kiedykolwiek wcześniej – według DeLonga realizowały „doktryny ortodoksji i oszczędności”, z „naleganiem na czysty leseferyzm, że rząd powinien po prostu zostawić gospodarkę w spokoju. ”

Często słyszymy wiele kwiecistych frazesów o straszliwej „anarchii rynku” i o tym, jak rynkowi „nie udało się” zapewnić tego czy tamtego wyimaginowanego dobra. DeLong często wydaje się wierzyć, że ponieważ gdzieś na świecie rzeczy istnieje pod dostatkiem, wszyscy możemy mieć wszystko, czego zapragniemy – fizyczną dystrybucję, trwałość czy też przeszkody polityczne i instytucjonalne. Dziwna rzecz, aby opublikować tę informację w 2022 r., pod koniec gwałtownie rosnącej inflacji i kryzysu energetycznego, który częściowo wynikał z niewystarczającej ilości ruchomej energii.

Tytuł książki nawiązuje do tego, do czego zachodnie społeczeństwo dążyło od połowy XIX wieku: dobrobyt materialny, dostatek i godność dla wszystkich. To jest „utopia”. DeLong przypisuje dzisiejsze bogactwo – które większość naszych przodków rzeczywiście nazywała utopią – trzem całkowicie odmiennym czynnikom: światowej globalizacji, przemysłowemu laboratorium badawczemu i nowoczesnej korporacji. Żadne z nich nie jest całkowicie obojętne dla postępu i cudów wzrostu gospodarczego w ciągu ostatnich dwustu lat, ale żadne z nich nie ma wystarczającej mocy , aby zapewnić niewiarygodną poprawę warunków życia przeciętnego człowieka od 1850 r. do dnia dzisiejszego. 

Jego nadrzędna, wielka narracja odróżnia przyjaznych rynkowi Hayekistów od zwolenników Karla Polanyi’ego proponujących prawa człowieka . Nie jest wielką tajemnicą, kogo według DeLonga są ci źli. Prawicowcy Hayeka „rozumieli, że rynek jest stworzony dla niektórych mężczyzn, ale nie wszystkich – i podobnie, że niektórzy mężczyźni, ale nie wszyscy, odnieśliby korzyść”. Polaniaci natomiast uznawali, że ludzie wyobrażają sobie, że przysługują im określone prawa – środki do życia, stabilne środowisko społeczne, godziwa praca. Jeśli tak po prostu powiemy, możemy mieć ładne rzeczy .

Chociaż wdrażanie nowych technologii i forma organizacyjna przedsiębiorstw wydają się należeć do instytucji rynkowych, a tym samym do zwolenników Hayeka, DeLong upiera się przy tym na swojej stronie: Rynek „nie jest w stanie sam w sobie zapewnić wystarczającej liczby badań i rozwoju, na przykład lub jakości środowiska, lub wręcz pełne i stabilne zatrudnienie.” To kolejna porażka rynku, której nie da się naprawić, chyba że życzliwy polityk lub biurokrata zrównoważy błędne tendencje rynkowe. „Dobrze prosperująca gospodarka rynkowa mogłaby się rozwijać tylko wtedy, gdyby była chroniona przez władzę”.

Książka jest nieistotna w ścisłym znaczeniu tego słowa: nie odpowiada na pytanie, które sama sobie stawia, nie podejmuje się zadania kroniki wielkich przemian gospodarczych XX wieku, nie oddaje w sposób adekwatny i dokładny wiarygodnego wielkiego wydarzenia narracja, która charakteryzowała to długie stulecie . Zamiast tego bełkot. Uderza w tę czy inną postać konserwatywną lub przyjazną rynkowi – wśród faworytów są Charles Murray i George Gilder.

Otrzymujemy społeczną historię Ameryki, strony wypełnione pogawędkami i fascynującymi fragmentami niepowodzenia Ameryki w dotrzymywaniu swoich ideałów. Wszystko to jest wartościowe w małych dawkach, męczące w dostarczaniu, a mimo to nie skupiają się ani na jotę na tematach „ekonomicznych”, które autor rzekomo chciał uchwycić (z wyjątkiem kilku stron, które przedstawiają pracę Claudii Goldin na temat zanikającej luki płacowej ). . 

Dowiadujemy się, że na planecie jest wystarczająco dużo żywności, więc nikt nie może cierpieć głodu; dość schronienia, więc nikomu nie powinno go brakować; wystarczającą ilość odzieży w naszych magazynach firmowych, aby nikomu nie było zimno. Rynek jest zły, ponieważ tworzy zbyt duże bogactwa dla niewłaściwych ludzi; ponieważ jest przeznaczony tylko dla bogatych; oraz dlatego, że nagradza tylko tych, „którzy mają szczęście kontrolować zasoby, które wyprodukowały rzeczy, do których bogaci mieli poważne aspiracje”.

Dla kontrastu, ekonomiści na przestrzeni stulecia, tacy jak Ludwig von Mises, myśleli o kapitalizmie jako o masowej produkcji dla mas . DeLong nie dostał drugiej części tej notatki sprzed kilkudziesięciu lat i zamiast tego, co zaskakujące, wrzucił Misesa do faszystów, nazywając go „ulubieńcem skrajnej prawicy”. Cytat do Misesa jest całkowicie wyrwany z kontekstu, zaczerpnięty z fragmentu jego książki Liberalizm z 1927 r. , który atakuje uwielbienie faszyzmu dla przemocy i podżegania do wojny, a nie je wspiera. (Misesa to trudna lektura, każdy wie, kto próbował, więc powinniśmy współczuć niedopatrzeniu DeLonga.)

W ostatnich kilku rozdziałach przekaz staje się niejasny. Z trzech powodów naszego bogactwa nagle otrzymujemy cztery czynniki, które najlepiej definiują XX wiek – wzrost napędzany technologią, globalizacja, amerykańska wyjątkowość i „pewność”, że ludzkość może się rozwijać, jeśli rząd rozwiąże problemy rynkowe. Dodaj do tego dwa najważniejsze momenty: możliwości gospodarcze Keynesa dla naszych wnuków i wiele ważnych polityk rządowych FDR z lat trzydziestych XX wieku.

Byłoby to ciekawsze ramy dla „wielkiej narracji” tej książki.

Podczas wykładu na temat książki powstałego w okresie poprzedzającym jej publikację DeLong wyznał, że według niego „co najmniej 20 procent tej książki jest w dużym stopniu błędne”.

Powiedzmy, że to optymistyczna liczba.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Błyskawica w Operacji „Pedestal”,czyli największa bitwa morska w ochronie konwoju na Maltę w II Wojnie Światowej.

Jak to widzą w Ameryce. Czy niższa inflacja zatrzyma podwyżki stóp?

DOGE poważnie podchodzi do wojny z państwem administracyjnym