Przejdź do głównej zawartości

Dokąd amerykański sen?

 Dokąd amerykański sen? 

Statua Wolności powitała miliony imigrantów w lepszym życiu w Ameryce .

Kto zabił amerykański sen? David Leonhardt, starszy pisarz w „The New York Times” , bierze lupę i bada sprawę w książce „ Nasza była lśniąca przyszłość: historia amerykańskiego snu” . Zwróć uwagę na czas przeszły w tytule. 

Aby znaleźć winowajcę, musimy najpierw poznać zmarłego. Czym był amerykański sen? Jak zauważa Leonhardt, chociaż zakres definicji jest szeroki, amerykański sen u podstaw leży o postępie. W szczególności skupia się na „podstawowej części” marzenia, że ​​dzieci będą prowadzić lepsze życie niż ich rodzice. Leonhardt zaostrza definicję, zaczynając od Historii pochodzenia. Zatrzymaj się na chwilę i zadaj sobie pytanie: „W której dekadzie narodził się amerykański sen? Jakie są cechy definiujące jego życie?” 

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że odpowiedzi na te pytania nie znajdują się w tej książce. Leonhardt twierdzi, że amerykański sen narodził się w latach trzydziestych XX wieku. Wcześniej w Ameryce dominował „brutalny kapitalizm”. Ale w środku Wielkiego Kryzysu pojawił się amerykański sen i z rykiem ożył. Historia Leonhardta o jego powstaniu zaczyna się wszędzie w składowisku węgla w Minneapolis. Kluczem, który otworzył amerykański sen, są związki zawodowe. 

Rola związków zawodowych w opowieści Leonhardta wykracza daleko poza to, że pracownicy negocjują wyższe płace. Ruch związkowy podczas Wielkiego Kryzysu stworzył szablon amerykańskiego snu. Biznesmeni wchłonęli ducha związków zawodowych, stając się „Powiernikami Wspólnego Dobrobytu”, łącząc siły, aby współpracować ze związkami na rzecz wywołania powojennego boomu gospodarczego. Rząd przyłączył się do ruchu, realizując inwestycje na dużą skalę, mające na celu rozwój technologii komputerowej i budowę autostrad. Nawet koniec dyskryminacji rasowej ma swoje korzenie w ruchu związkowym z lat trzydziestych XX wieku; A. Philip Randolph był organizatorem związku i przywódcą praw obywatelskich, „przy czym druga rola wynikała z pierwszej”. 

Niestety. Podobnie jak John Keats, ten piękny amerykański sen umarł o wiele za wcześnie. „Brutalny kapitalizm”, który istniał przed Wielkim Kryzysem, powrócił do życia. Gruźlica zabiła Keatsa, ale amerykański sen został zamordowany. Kto to zrobił? Oczywistym złoczyńcą są Republikanie, którzy podają się za promotorów dobrobytu. „Ale” – argumentuje Leonhardt – „z zapisów wynika co innego: poziom życia w epoce pozłacanej i szalonych latach dwudziestych wzrósł znacznie mniej niż po drugiej wojnie światowej”. Potem, gdy konserwatyści wrócili do władzy, marzenie umarło. 

Gdyby to było wszystko, co można powiedzieć o tej książce, wpisałaby się ona po prostu na długą listę partyzanckich historii. Leonhardt uważa jednak, że Republikanie są tylko częścią morderczej kliki. Podczas gdy amerykański sen dominował, lewica Demokratów rozpadła się, tworząc dwie frakcje, które pomogły zabić amerykański sen. Z jednej strony była „wyspiarska, stara lewica robotnicza zdominowana przez przywódców związkowych”, a z drugiej „idealistyczna, uprzywilejowana Nowa Lewica ukształtowana przez intelektualistów”. Pomimo faktu, że te dwie grupy wyrządziły wiele szkód amerykańskiemu marzeniu, Leonhardt ogłasza, że ​​„próbował opowiedzieć historię każdej z nich z empatią”, czego nie okazuje się przez uprzejmość Republikanom. Ale zanim to skończy, obie grupy Demokratów będą miały ręce splamione krwią amerykańskiego snu. 

Szczególnie uderzająca jest jego pogarda dla tego, co nazywa lewicą bramińską. Stosunkowo zamożne elity z wyższym wykształceniem całkowicie oddzieliły się od klasy robotniczej. 

Biedni wyborcy z klasy robotniczej i średniej… zdają sobie sprawę, że lewica bramińska przestała się z nimi kontaktować w wielu kwestiach… Dziś wielu zamożnych postępowców zdecydowało, że ich poglądy są jedynymi akceptowalnymi na długiej liście tematów , w tym broń, imigracja, Covid-19, aborcja, akcja afirmatywna i kwestie płci. Przeciwstawne poglądy nie są po prostu różne; są kombinacją ignorantów i bigotów. 

Pamiętajcie, że to napisał społecznie liberalny reporter z „ The New York Times” . 

Druga frakcja po lewej stronie wypada w narracji Leonhardta tylko nieznacznie lepiej. Związki zawodowe, bohaterowie Leonhardta w budowaniu amerykańskiego snu, ostatecznie stały się duże, sklerotyczne, skierowane do wewnątrz i zdominowane przez przywódców gromadzących wielkie fortuny. Doświadczenia Leonhardta ze związkami zawodowymi są tego ilustracją. Kiedy był reporterem, był sfrustrowany brakiem zainteresowania przedstawiciela związku zawodowego pomaganiem mu w rozwiązywaniu rzeczywistych, praktycznych problemów. Kiedy został zarządem, był sfrustrowany oporem związku zawodowego wobec zmian w branży przechodzącej rewolucję cyfrową. Podstawowym przesłaniem książki Leonhardta jest: Spraw, by amerykańskie związki zawodowe znów były wielkie. 

Nie da się przeoczyć Trumpowskiego wydźwięku przesłania Leonhardta. Ożywiony ruch robotniczy, odrzucający obecnych szefów związków zawodowych, współpracujący z liderami korporacji, którzy wolą budować fabryki w Ameryce, może połączyć się z rządem skłonnym do zawarcia porozumień niezbędnych do opracowania polityki przemysłowej, która ożywi krajową produkcję. Następnie dodaj więcej patriotyzmu i tolerancji dla poglądów społecznych Amerykanów, którzy nie kształcili się na elitarnych uniwersytetach. Pomijając formalne potępianie samego Trumpa przez Leonhardta, jasne jest, że opowiada się on za ekonomią Trumpa bez Trumpa, wskrzeszeniem koalicji Roosevelta zbudowanej podczas Wielkiego Kryzysu, demokratycznym ruchem populistycznym budującym kapitalizm wspólnego dobra. 

Jaka jest natura amerykańskiego snu, zarówno tego, który powstał w czasie Wielkiego Kryzysu, jak i tego, do którego Ameryka powinna zwrócić się w przyszłości? Leonhardt rozpoczyna swoje wywody od przypomnienia twórczości Raja Chetty’ego. Jeśli spojrzeć na Amerykanów urodzonych w 1940 r., 92 proc. z nich miało wyższe dochody niż ich rodzice, co świadczy o realizacji amerykańskiego snu. Dowód na to, że amerykański sen umarł? Tylko 50 procent dzieci urodzonych w 1980 roku miało wyższe dochody niż ich rodzice. Na pierwszy rzut oka nie powinno być zaskakujące, że jeśli Twoi rodzice przeżyli Wielki Kryzys, to Ty uzyskałeś wyższe dochody niż oni. Być może więc nie był to najlepszy dowód na poparcie jego tezy. Zamiast tego mógł wskazać na spadek wydajności pracy, który rozpoczął się w latach 70. XX wieku. 

Zanim jednak pomyślimy o wydajności pracy, rozważmy argument Leonhardta jako samodzielny. W rzeczywistości istnieje dość prosty sposób sprawdzenia, czy ten amerykański sen jest nadal żywy, poprzez analizę imigracji. Częścią tradycyjnej historii amerykańskiego snu było to, że imigranci mogliby wylądować na tych wybrzeżach, a ich dzieci staną się częścią wielkiego amerykańskiego eksperymentu i będą miały wyższy standard życia niż rodzice-imigranci. Czy to samo jest prawdą dzisiaj? Bez wątpienia. Jak zauważa Leonhardt, „większość dzieci ostatniej fali imigrantów w wieku dorosłym osiągała dochody co najmniej na poziomie klasy średniej. Nie ma trwałej niższej klasy amerykańskich imigrantów”. Czy to nie oznacza, że ​​amerykański sen żyje i ma się dobrze? 

Leonhardt uważa, że ​​nie. Jaki wpływ miała imigracja na amerykańskich pracowników? Tutaj, trzeba przyznać, nie wybiera łatwej drogi. „Dokładna odpowiedź na pytanie, w jakim stopniu imigracja dotknęła rodzimych pracowników, nigdy nie będzie znana. Temat jest zbyt skomplikowany, zbyt zależny od szacunków i założeń.” Niemniej jednak, pomimo niemożności wskazania bezpośredniego wpływu gospodarczego na dochody Amerykanów, Leonhardt twierdzi, że niedawna imigracja wyrządziła wiele szkód amerykańskiemu marzeniu. To nie są szkody gospodarcze, to szkody kulturowe. Wskazując na pracę akademicką Jonathana Haidta i pracę polityczną Barbary Jordan, Leonhardt argumentuje za znaczeniem komunalizmu dla Amerykanów z klasy robotniczej. Wysoki poziom imigracji jest dobry dla lewicy bramińskiej, ale bardzo zakłóca postrzeganie siebie przez Amerykanów z klasy robotniczej jako części społeczności, która ich ceni. Obecny system imigracyjny, twierdzi Leonhardt, „stał się kolejnym sposobem, w jaki gospodarka i system polityczny oddaliły się od interesów i wartości wielu ludzi pracy”. 

Innymi słowy, śmierć amerykańskiego snu nie jest tak naprawdę problemem gospodarczym. To kwestia kulturowa. W tej dyskusji połączono dwie kwestie. Po pierwsze, mamy do czynienia z dobrze udokumentowanym i nieustannie dyskutowanym spadkiem wzrostu produktywności w ciągu ostatniego półwiecza. Po drugie, istnieje równie wyraźna zmiana w krajobrazie kulturowym. 

Ponowne spojrzenie na fiksację Leonhardta na temat znaczenia związków zawodowych ujawnia problem braku rozdzielenia tych dwóch świeckich trendów. Chce przypisać związkom zawodowym tempo wzrostu gospodarczego po II wojnie światowej i dlatego wierzy, że sposobem na przywrócenie amerykańskiego snu jest nowy ruch robotniczy. Jednak pozytywne skutki związków zawodowych opisane w historiach Leonhardta nie mają tak naprawdę charakteru ekonomicznego. Są kulturalni. Zaczynając od jego opowieści o składowisku węglowym w Minneapolis w latach trzydziestych XX wieku, związki zawodowe zapewniają pracownikom nie tylko wyższą płacę, ale także poczucie wspólnoty. To samo dotyczy wszystkich pozostałych części opowieści Leonhardta o amerykańskim śnie. Liderzy biznesu, pracownicy rządowi i pierwsi przywódcy praw obywatelskich tworzyli społeczności. Pod tym wszystkim kryje się amerykański sen Leonhardta. Tu nie chodzi o ekonomię, tylko o poczucie przynależności. 

Kto zabił amerykański sen, nie jest właściwym pytaniem. Pierwsze pytanie dotyczy tego, czy amerykański sen już umarł. Książka Leonhardta pełni funkcję testu Rorschacha. Jeśli zaczniesz książkę z przekonaniem, że amerykański sen umarł, z pewnością znajdziesz w niej wiele do pokochania. Ponieważ książka jest obszerna, a złoczyńców jest mnóstwo, nie ma znaczenia, czy jesteś konserwatystą, czy liberałem. Zarówno Robert Bork, jak i Cesar Chavez są częścią problemu.  

Jeśli jednak zaczniesz czytać książkę z przekonaniem, że amerykański sen żyje i ma się dobrze, że nadal istnieją powody, by szukać wielkiej nadziei w przyszłości, to książka zakończy się fiaskiem. Ponownie, ponieważ książka jest obszerna i nie zawiera ścisłych uzasadnień, w tych rozdziałach jest wiele miejsc, w których wciąż można wyczuć bicie serca amerykańskiego snu. 

Czy amerykański sen umarł? James Truslow Adams poruszył ideę amerykańskiego snu w swojej książce The Epic of America z 1931 roku , która kończy się zwrotem „Moja jest jaśniejąca przyszłość”. Adams postanowił opisać: 

ten amerykański sen o lepszym, bogatszym i szczęśliwszym życiu dla wszystkich naszych obywateli każdej rangi, co stanowi największy wkład, jaki jak dotąd wnieśliśmy w myśl i dobro świata. To marzenie lub nadzieja była obecna od początku. Odkąd staliśmy się niepodległym narodem, każde pokolenie było świadkiem powstania zwykłych Amerykanów, aby ocalić to marzenie przed siłami, które wydawały się przytłaczające i je rozwiewały. Być może największa z tych walk jest właśnie przed nami w obecnym czasie – nie walka rewolucjonistów przeciwko ustalonemu porządkowi, ale walka zwykłego człowieka o trzymanie się praw do „życia, wolności i dążenia do szczęścia”, które były dane nam w przeszłości w wizji i na pergaminie. 

W narodzie panuje wiele ruiny, szerzy się dekadencja, ale głębszym pytaniem, na które tak naprawdę nie można odpowiedzieć danymi ani książką Leonhardta, jest to, czy opis Adamsa jest nadal prawdziwy. 

Jeśli chodzi o mnie, nadal wierzę. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Błyskawica w Operacji „Pedestal”,czyli największa bitwa morska w ochronie konwoju na Maltę w II Wojnie Światowej.

Jak to widzą w Ameryce. Czy niższa inflacja zatrzyma podwyżki stóp?

DOGE poważnie podchodzi do wojny z państwem administracyjnym