Refleksje amerykańskiego uczonego. Mam dość bycia uważanym za niecywilizowanego brutala.
Mam dość bycia uważanym za niecywilizowanego brutala

Pracując przez prawie 40 lat na wydziałach kolegialnych – na Clemson University i głównie na George Mason University – dawno temu pogodziłem się z faktem, że prawie wszyscy moi koledzy na całym kampusie nienawidzą i nadal będą nienawidzić klasycznego liberalizmu, który gorąco pozdrawiam uścisk. Moje podejście do liberalizmu jest w dużej mierze ciepłe, ponieważ rozumiem to, czego większość moich kolegów nie rozumie, a mianowicie podstawową, piękną logikę rynków, na których dorośli, którym ufa się, że będą realizować swoje pokojowe cele na swój własny dojrzały sposób, generują ogromne dobrobyt dla nas wszystkich. „Dlaczego” – często się zastanawiam – „czy profesor angielskiego Smith lub profesor historii Jones nie mogą nauczyć się ważnego materiału, który studenci pierwszego roku mojego kursu magisterskiego ECON 101 nie mogą w ciągu miesiąca nauczyć się?”
Nadal zastanawiam się nad wykładowcami Smithem i Jonesem, ale szanuję ich również jako jednostki i jako profesjonalistów. Prawie nigdy nie kwestionuję ich przyzwoitości jako ludzi ani ich oddania uczniom. Jednak mój szacunek dla typowego administratora uniwersytetu szybko zanika. Od jakiegoś czasu nie mogłem do końca zidentyfikować głównego powodu mojego rosnącego niezadowolenia z tych administratorów. Ale niedawne wydarzenia w George Mason w końcu przyniosły jasność: nienawidzę panującego obecnie założenia, że wszyscy moi koledzy i ja jesteśmy niecywilizowanymi brutalami.
Wydarzeniem, o którym mowa, jest wymuszona rezygnacja z pracy pod zarzutem molestowania seksualnego członka wydziału prawa Scalia School of Law George’a Masona. Jeżeli zarzuty wobec profesora się potwierdzą, jego odejście jest słuszne i być może przewidziano dodatkowe środki karne. Jednak, jak można się spodziewać, administracja uniwersytetu nie poprzestaje na odpowiednim ukaraniu niewłaściwie zachowującego się członka wydziału. Wśród innych przesadnych reakcji ogłoszono właśnie, że każdy członek kadry kierowniczej i personelu musi przejść dodatkowe „szkolenie dotyczące molestowania seksualnego”.
Jakie to denerwujące. Jakie to głupie.
Każdy, kto kończy szkołę średnią, wie, że nie wypada, aby profesor zamieniał wyższe stopnie lub uprzywilejowane traktowanie na przysługi seksualne. Każdy wie też, żeby nie opowiadać sprośnych dowcipów studentom i współpracownikom, nie komentować wyglądu ucznia czy kolegi, nie narażać się publicznie. Ilość tego, co wiedzą wszyscy przyzwoici ludzie w tym zakresie, jest ogromna. Wpajanie takiej wiedzy nie wymaga formalnego szkolenia; można to osiągnąć żyjąc w cywilizowanym społeczeństwie. Stosunkowo niewiele osób, które łamią te dobrze znane zasady właściwego postępowania, nie robi tego, ponieważ nie są świadome tych zasad; robią to, ponieważ jest to nieetyczne. A takie osoby nie staną się etyczne, jeśli będą pouczane przez podwładnych zastępcy rektora ds. różnorodności, równości i włączenia społecznego.
Niemniej jednak wszyscy moi koledzy z kampusu i ja musimy teraz, wychodząc z obraźliwego założenia, że mamy moralną niedojrzałość pryszczatych nastoletnich chłopców, intensywniej poddawać się uniwersyteckim mandarynkom „uczącym” nas tego, co wszyscy już wiemy, a co, gdybyśmy to zrobili nie wiemy, nie można uczyć podczas 90-minutowych formalnych sesji, a mianowicie tego, jak postępować jako cywilizowani i dojrzali dorośli.
Takie dziecinne traktowanie nie ogranicza się do „szkolenia” w zakresie molestowania seksualnego. Pracownicy uniwersytetu muszą także uczestniczyć w komicznie bezsensownych sesjach, których celem jest wyleczenie nas z tego, co uważa się za ukryty rasizm i homofobię. Dominuje założenie, jak się wydaje, że gdyby nie te sesje „szkoleniowe”, kampusy zostałyby opanowane przez homofobów o czarnych twarzach, którzy rutynowo zamieniają oceny na seks.
Niestety, ta mania polegająca na założeniu, że wykładowcy i pracownicy to prostackie świnie, które mimo to mogą zostać dostatecznie oświecone w ciągu kilku godzin pod okiem uniwersyteckich biurokratów, nie ogranicza się do George'a Masona. Chociaż nie mogę znaleźć wiarygodnego obliczenia liczby szkół wyższych i uniwersytetów, które obecnie wymagają takiego „szkolenia”, szybkie wyszukiwanie w Google pokazuje, że liczba ta jest niepokojąco duża. I jestem pewien, że rośnie.
Uczelnie mają być miejscami, w których młodzi mężczyźni i kobiety dorastają i uczą się od dorosłych, którym powierzono ich nauczanie i nauczanie. Jednak administratorzy uczelni coraz częściej traktują nas, dorosłych, którym obdarza się tym zaufaniem, jakbyśmy z natury byli go niegodni. Jeśli wykładowcy uczelni rzeczywiście są tak zdeprawowani moralnie, jak przypuszczają przebudzeni administratorzy, właściwą reakcją nie będą kolejne sesje „szkoleniowe”, ale zrównanie z ziemią istniejącej akademii i rozpoczęcie od nowa.
Pracując przez prawie 40 lat na wydziałach kolegialnych – na Clemson University i głównie na George Mason University – dawno temu pogodziłem się z faktem, że prawie wszyscy moi koledzy na całym kampusie nienawidzą i nadal będą nienawidzić klasycznego liberalizmu, który gorąco pozdrawiam uścisk. Moje podejście do liberalizmu jest w dużej mierze ciepłe, ponieważ rozumiem to, czego większość moich kolegów nie rozumie, a mianowicie podstawową, piękną logikę rynków, na których dorośli, którym ufa się, że będą realizować swoje pokojowe cele na swój własny dojrzały sposób, generują ogromne dobrobyt dla nas wszystkich. „Dlaczego” – często się zastanawiam – „czy profesor angielskiego Smith lub profesor historii Jones nie mogą nauczyć się ważnego materiału, który studenci pierwszego roku mojego kursu magisterskiego ECON 101 nie mogą w ciągu miesiąca nauczyć się?”
Nadal zastanawiam się nad wykładowcami Smithem i Jonesem, ale szanuję ich również jako jednostki i jako profesjonalistów. Prawie nigdy nie kwestionuję ich przyzwoitości jako ludzi ani ich oddania uczniom. Jednak mój szacunek dla typowego administratora uniwersytetu szybko zanika. Od jakiegoś czasu nie mogłem do końca zidentyfikować głównego powodu mojego rosnącego niezadowolenia z tych administratorów. Ale niedawne wydarzenia w George Mason w końcu przyniosły jasność: nienawidzę panującego obecnie założenia, że wszyscy moi koledzy i ja jesteśmy niecywilizowanymi brutalami.
Wydarzeniem, o którym mowa, jest wymuszona rezygnacja z pracy pod zarzutem molestowania seksualnego członka wydziału prawa Scalia School of Law George’a Masona. Jeżeli zarzuty wobec profesora się potwierdzą, jego odejście jest słuszne i być może przewidziano dodatkowe środki karne. Jednak, jak można się spodziewać, administracja uniwersytetu nie poprzestaje na odpowiednim ukaraniu niewłaściwie zachowującego się członka wydziału. Wśród innych przesadnych reakcji ogłoszono właśnie, że każdy członek kadry kierowniczej i personelu musi przejść dodatkowe „szkolenie dotyczące molestowania seksualnego”.
Jakie to denerwujące. Jakie to głupie.
Każdy, kto kończy szkołę średnią, wie, że nie wypada, aby profesor zamieniał wyższe stopnie lub uprzywilejowane traktowanie na przysługi seksualne. Każdy wie też, żeby nie opowiadać sprośnych dowcipów studentom i współpracownikom, nie komentować wyglądu ucznia czy kolegi, nie narażać się publicznie. Ilość tego, co wiedzą wszyscy przyzwoici ludzie w tym zakresie, jest ogromna. Wpajanie takiej wiedzy nie wymaga formalnego szkolenia; można to osiągnąć żyjąc w cywilizowanym społeczeństwie. Stosunkowo niewiele osób, które łamią te dobrze znane zasady właściwego postępowania, nie robi tego, ponieważ nie są świadome tych zasad; robią to, ponieważ jest to nieetyczne. A takie osoby nie staną się etyczne, jeśli będą pouczane przez podwładnych zastępcy rektora ds. różnorodności, równości i włączenia społecznego.
Niemniej jednak wszyscy moi koledzy z kampusu i ja musimy teraz, wychodząc z obraźliwego założenia, że mamy moralną niedojrzałość pryszczatych nastoletnich chłopców, intensywniej poddawać się uniwersyteckim mandarynkom „uczącym” nas tego, co wszyscy już wiemy, a co, gdybyśmy to zrobili nie wiemy, nie można uczyć podczas 90-minutowych formalnych sesji, a mianowicie tego, jak postępować jako cywilizowani i dojrzali dorośli.
Takie dziecinne traktowanie nie ogranicza się do „szkolenia” w zakresie molestowania seksualnego. Pracownicy uniwersytetu muszą także uczestniczyć w komicznie bezsensownych sesjach, których celem jest wyleczenie nas z tego, co uważa się za ukryty rasizm i homofobię. Dominuje założenie, jak się wydaje, że gdyby nie te sesje „szkoleniowe”, kampusy zostałyby opanowane przez homofobów o czarnych twarzach, którzy rutynowo zamieniają oceny na seks.
Niestety, ta mania polegająca na założeniu, że wykładowcy i pracownicy to prostackie świnie, które mimo to mogą zostać dostatecznie oświecone w ciągu kilku godzin pod okiem uniwersyteckich biurokratów, nie ogranicza się do George'a Masona. Chociaż nie mogę znaleźć wiarygodnego obliczenia liczby szkół wyższych i uniwersytetów, które obecnie wymagają takiego „szkolenia”, szybkie wyszukiwanie w Google pokazuje, że liczba ta jest niepokojąco duża. I jestem pewien, że rośnie.
Uczelnie mają być miejscami, w których młodzi mężczyźni i kobiety dorastają i uczą się od dorosłych, którym powierzono ich nauczanie i nauczanie. Jednak administratorzy uczelni coraz częściej traktują nas, dorosłych, którym obdarza się tym zaufaniem, jakbyśmy z natury byli go niegodni. Jeśli wykładowcy uczelni rzeczywiście są tak zdeprawowani moralnie, jak przypuszczają przebudzeni administratorzy, właściwą reakcją nie będą kolejne sesje „szkoleniowe”, ale zrównanie z ziemią istniejącej akademii i rozpoczęcie od nowa.
Komentarze
Prześlij komentarz