Przejdź do głównej zawartości

Każda wada konsumentów jest gorsza u wyborców, część druga

 Każda wada konsumentów jest gorsza u wyborców, część druga

Michaela MungeraMichaela Mungera Czas czytania: minuty

Siedem lat temu zwróciłem uwagę na problem polegający na usprawiedliwianiu działań państwa przeciwko rynkom przez „niedoskonałość rynku”. Z biegiem czasu ten zarzut stał się bardziej, a nie mniej ważny. Powtórzę więc ten argument i wyjaśnię, dlaczego ten problem powinien być jednym z głównych elementów porządku publicznego.

Problem polega na tym, że każda wada konsumentów jest gorsza u wyborców . Możesz sprzeciwić się: „To oczywiste; to ci sami ludzie!” Właśnie tego brakuje rzecznikom rządowych korekt niedoskonałości rynku, moi drodzy. W sztucznych warunkach laboratoryjnych, a czasem w rzeczywistych warunkach wyboru, ludzie są źli w podejmowaniu decyzji. Ale są lepsi w dokonywaniu wyborów na rynkach, na których mają ceny i nazwy marek, niż ci sami ludzie, którzy próbują wybierać w demokratycznych warunkach politycznych, gdzie reklama celowo wprowadza w błąd, a nazwy marek partii są prawie bez znaczenia. Tak więc w demokracji nie ma możliwości, aby działania państwa poprawiły wyniki rynkowe, z wyjątkiem kilku wąskich okoliczności.

W moim wcześniejszym artykule opisałem typowe niedoskonałości rynku i pokazałem, w jaki sposób wszystkie wyniki ekonomii behawioralnej mają z jeszcze większą siłą zastosowanie do demokratycznej polityki . W rzeczywistości moje twierdzenie nie budzi kontrowersji w politologii, ponieważ wszyscy już wiedzą, że ludzie są okropni w dokonywaniu „racjonalnych” wyborów wyborczych, niezależnie od tego, czy obserwator preferuje alternatywy rynkowe , czy centralnie planowane . Tam, gdzie informacje mogą być stronnicze lub manipulowane w środowisku komercyjnym, kaskady fałszywych informacji i teorii spiskowych (znowu z lewej lub z prawej strony ; nie robię stronniczości!) w polityce są znacznie, znacznie gorsze .

Powodem, dla którego chciałem powtórzyć moje wcześniejsze twierdzenia, jest to, że duża część argumentacji była po prostu błędna. Wcześniej naiwnie (i szczerze arogancko) twierdziłem, że ludzie po prostu nie rozumieją kontrargumentów „wyboru publicznego” dla racjonalnego, demokratycznego wyboru. Na swoją obronę przytoczę podręcznikową wersję argumentu o „niedoskonałości rynku”: rynki same w sobie nie osiągają optymalnych wyników w sensie Pareto. Dlatego państwo w zasadzie może zrobić lepiej. Dlatego państwu należy powierzyć decydowanie , kiedy i gdzie unieważnić wyniki, które przyniosłyby rynki, ponieważ dosłownie wszystkim będzie lepiej, a ulepszenia Pareto są etycznie niekontrowersyjne.

Jak wielu zauważyło, to porównanie rynków w ich obecnej postaci z działaniem państwa „co do zasady” jest kiepską logiką. Nasuwa się empiryczne pytanie, czy rzeczywista polityka, taka jaka jest, będzie lepsza dla wszystkich niż rzeczywiste rynki, takie jakie są. Kontrargument z wyboru publicznego łączy dwie linie rozumowania:

  1. Biurokratom brakuje informacji, których potrzebowaliby do określenia alokacji zasobów, która zasadniczo poprawiłaby alokację rynkową. Z definicji niedoskonałości rynku to sytuacje, w których ceny nie odzwierciedlają dokładnie kosztu alternatywnego zasobów. Ale wtedy biurokraci nie kierują się cenami, a rząd ma „problem z wiedzą ”, tak jak rynki, i właściwie z tego samego powodu.
  2. Politykom brakuje bodźców, których potrzebowaliby do wdrożenia alokacji zasobów, która w zasadzie poprawiłaby alokację rynkową. Biorąc pod uwagę zamieszanie i celowe dezinformacje, którymi partia zasypuje wyborców, wybór między „właściwą polityką” (zakładając, że problem nr 1 nie istnieje i że przywódcy polityczni znają właściwą politykę !) stwarza powody do złego postępowania polityków.

Od lat próbuję przeprowadzić badania ilustrujące problem „niepowodzenia rządu” jako podstawowego problemu debaty politycznej w demokracji. Artykuł z 2015 roku z Williamem Keechem („ The Anatomy of Government Failure ”) był najobszerniejszą wersją tej pracy i nadal uważam, że jest ważny. Ale zdałem sobie sprawę, że byłem naiwny; zwolennicy działań rządu i bezpośredniego planowania gospodarki już dawno zrozumieli ten problem.

Jednym z pierwszych, który to zrozumiał, był brytyjski ekonomista Arthur Cecil Pigou, który w 1920 roku (!) powiedział:

W każdej branży, w której istnieje powód, by sądzić, że swobodna gra interesu własnego spowoduje zainwestowanie środków różniących się od kwoty wymaganej w najlepszym interesie dywidendy narodowej, prima facie przemawia za interwencja publiczna. Sprawa nie może jednak stać się czymś więcej niż prima facie, dopóki nie rozważymy kwalifikacji, jakie mogą posiadać agencje rządowe, aby interweniować z korzyścią. Nie wystarczy porównać niedoskonałych dostosowań nieskrępowanej prywatnej przedsiębiorczości z najlepszymi dostosowaniami, jakie mogą sobie wyobrazić ekonomiści w swoich badaniach.

Nie możemy bowiem oczekiwać, że jakakolwiek władza publiczna osiągnie ten ideał, a nawet będzie z całego serca dążyć do tego ideału. Takie władze są w równym stopniu podatne na ignorancję, presję sekcyjną i korupcję osobistą w interesie prywatnym. Głośna część ich wyborców, jeśli zostanie zorganizowana do głosowania, może z łatwością przeważyć nad całością. Ten sprzeciw wobec interwencji publicznej w przemyśle odnosi się zarówno do interwencji poprzez kontrolę prywatnych firm, jak i do interwencji poprzez bezpośrednie działania publiczne ( The Economics of Welfare ).

Ludzie, wszystko tam jest. Ignorancja (problem wiedzy). Grupy interesu, korupcja, bloki wyborcze (problem motywacji). Pigou był właściwie ojcem założycielem ruchu wyboru publicznego !

Ale wtedy…. Co za cholera? Jeśli postępowcy rozumieli, że polityka demokracji oznacza, że ​​procesy rynkowe nie są gorsze, a mogą być lepsze niż wybory, dlaczego opowiadali się za rozszerzaniem rządu? Odpowiedź jest taka, że ​​postępowcy nie opowiadali się za demokracją, a przynajmniej nie za demokracją większościową. Opowiadają się za zniesieniem indywidualnej dyskrecji na rzecz scentralizowanego planowania, rządowej kontroli i kierowania zasobami oraz zniesieniem indywidualnej dyskrecji.

To postępowa „umowa społeczna”: rządowi eksperci wiedzą, czego wyborcy powinni chcieć i czego by chcieli, gdyby byli właściwie poinformowani i kierowali się altruistycznymi motywami. Oczywiście prawdziwi wyborcy nie dorównują temu ideałowi, ale właśnie dlatego wyborcy powinni chcieć zrezygnować z własnej władzy dokonywania wolnych (błędnych) wyborów na rzecz kapłaństwa technokratów, którzy będą rządzić.

Pigou nie był sam; wszyscy w ruchu progresywnym w pełni rozpoznali problem ruchów populistycznych, lewicowych lub prawicowych . Paternalizm jest ich preferowaną alternatywą dla rzeczywistej agonistycznej polityki, a powodem była porażka rządu , a nie zawodność rynku!

Pracowałem nad udokumentowaniem historii tego ruchu i jego obecnych konsekwencji w niedawnym artykule . Ale wersja tl;dr jest prosta: austriaccy i uczeni zajmujący się wyborem publicznym zmarnowali dziesięciolecia, próbując przekonać innych, że istnieją niepowodzenia rządu, które sprawiają, że rozwiązanie „zawodności rynku, a więc demokracji” jest podejrzane i prawdopodobnie niewykonalne.

Ale nikt po drugiej stronie nigdy nie był z tego powodu zdezorientowany. „Dobra” polityka przemysłowa jest niemożliwa w demokracji. Postępowcy, którzy chcą polityki przemysłowej, nie mają takiej pozycji tylko dlatego, że nie ufają rynkom. Postępowcy nie ufają demokracji i zawsze tak było.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Błyskawica w Operacji „Pedestal”,czyli największa bitwa morska w ochronie konwoju na Maltę w II Wojnie Światowej.

Jak to widzą w Ameryce. Czy niższa inflacja zatrzyma podwyżki stóp?

DOGE poważnie podchodzi do wojny z państwem administracyjnym